piątek, 25 kwietnia 2014

Jak wyczarować z tysiąca 27 571 zł, czyli dlaczego opłaca się być bankierem

Skąd biorą się pieniądze?

Większość ludzi uważa, że NBP zleca mennicy wybicie monet i wydrukowanie banknotów, a potem trafiają one do obiegu.

I jest to część prawdy, niestety tak samo niewielka jak stosunek gotówki do dominującego pieniądza wirtualnego (na przykład wg danych NBP w marcu tego roku wszystkie banki posiadały w kasach gotówkę o łącznej wartości zaledwie 9,7 mld zł).

Na dodatek banki są w stanie wyczarować z tysiąca 27 571 zł.

źródło:NBP Portal
W jaki sposób?


Mechanizm kreacji pieniądza przez banki komercyjne nieodmiennie budzi emocje, zwłaszcza wśród osób, które słyszą o nim po raz pierwszy. Dlatego nie dziwi popularność takich filmów jak "Pieniądze jako dług":



Szanowni Państwo, to nie jest żadna tajemnica skrzętnie skrywana przez spiskujących bankierów. Wystarczy tylko chwilę poszukać na przykład na stronie edukacyjnej... NBP (nie wspominając o licznych podręcznikach).

Po przebrnięciu przez nudną pierwszą stronę animacji później dokładnie zobaczycie, jak to działa.

Przyjęte wartości przykładowe są akurat zbieżne z aktualną stopą rezerwy obowiązkowej wynoszącą 3,5 procent.

Do banku X przychodzi pan Jan i zakłada lokatę w wysokości 1000 zł. Bank X musi odprowadzić do NBP 35 złotych jako rezerwę i posiada do dyspozycji 965 zł, które pożycza pani Ani na zakup roweru. Następnie właściciel sklepu rowerowego wpłaca do banku Y 965 zł. Wtedy bank Y odprowadza 3,5 proc. do banku centralnego (zaokrąglijmy do pełnych złotych - 34 zł) i pożycza panu Zenkowi 931 zł na zakup piły łańcuchowej. Następnie sprzedawca pił wpłaca do banku Z 931 zł, a ten ostatni po przesłaniu do NBP 33 zł pożycza pani Joli 898 zł na kurs rosyjskiego, czyli z początkowego tysiąca depozytu w systemie bankowym wyczarowuje się już 965 zł + 931 zł +898 zł = 2794 zł. Po wielokrotnym powtórzeniu procesu ostatecznie w ten sposób tysiąc "mnoży się" do aż 27 571 zł.

Jak widać - system jest dość kruchy i opiera się na założeniu, że ludzie ufają bankom.

Kto chce więcej poczytać na ten temat w przystępnej formie, może zapoznać się z niedawno wydaną w Polsce książką "To boli!" Paula Knotta. Poza tym możemy przyjąć odwrotne założenie, czyli że banki tworzą pieniądze z... powietrza, udzielając kredytów i muszą się jedynie martwić o zachowanie odpowiednich współczynników wypłacalności oraz prowadzić rozsądną politykę kredytową. Należy też uwzględnić wpływ polityki monetarnej prowadzonej przez bank centralny, w tym poziom rezerwy obowiązkowej oraz wysokość stóp procentowych.

A jak z tym zaufaniem jest obecnie?

Polak ufa bankowi bardziej niż Kościołowi, ale tylko temu bankowi, w którym posiada rachunek.

Obawa przed upadkiem obecnego systemu rezerwy cząstkowej prowadzi do poszukiwania alternatyw. Jedni propagują powrót do złota, inni promują kryptowaluty.

A ja napiszę nieco cynicznie - skoro biznes bankowy jest taki wspaniały i na dodatek odbywa się pod parasolem ochronnym polityków, dlaczego na nim nie zarabiać na giełdzie? I ten pomysł świetnie działał w ostatnich latach, także w Polsce:


Z tego powodu przy następnej fali kryzysu może warto pakować do portfeli akcje banków, które i tak zostaną przecież uratowane? 

Dla regularnych Czytelników bloga mój pomysł na pewno nie jest zaskakujący. W czerwcu ubiegłego roku artykuł "Akcje banków biją lokaty na głowę. Kogo skusi giełda?" nie wywołał entuzjazmu. Od tamtej pory indeks WIG-Banki zyskał 24 procent (WIG tylko 6,6 proc.).

Wyceny są obecnie dość wysokie - będę się zastanawiał nad IPO BNP Paribas.

Czy chcę się chwalić, czy żalić?

Ani to, ani tamto.

W inwestowaniu ważne jest niezależne myślenie, często kontrariańskie i śledzenie reakcji Czytelników czasem prowadzi do bardzo interesujących wniosków.

Dla równowagi zauważmy fatalny timing artykułu, w którym poszukiwałem spółek wzrostowych jesienią ubiegłego roku. Owszem, amerykańska giełda poszła potem wyżej, ale nie my.

Jakiś inny przykład?

Zastanawiający był gwałtowny protest komentujących pod koniec listopada, kiedy spekulację na bitcoinie śmiałem porównywać do innych baniek. Nie było lajków ani oklasków, o nie.

Wtedy bitcoin kosztował 3600 zł, teraz 1400 zł i jakoś dziwnie cicho zrobiło się o nim w komentarzach.

Nie neguję pomysłu wprowadzenia tej technologii, tylko ze względu na tak gwałtowną zmienność wartości kryptowalut jakoś nie bardzo w tej chwili mogę się przekonać do nich jako środka płatniczego, czy przechowującego wartość. Trzeba nad tym mocno popracować.

Natomiast ze złotem mam inny poważny problem - ciągle widzę wzrosty i rychły upadek pieniądza papierowego. Na szczęście nie idą za tym nowe zakupy. I nadal traktuję fizyczne złoto wyłącznie jako polisę ubezpieczeniową.