Prof. Krzysztof Rybiński z pewnością należy do bardzo wyrazistych postaci, a jego bezkompromisowe opinie wzbudzają spore emocje.
K. Rybiński (fot. Newseria) |
Nie wiem, czy słusznie, czy nie, kojarzy się go z PiS-em. W każdym razie od dłuższego czasu były wiceprezes NBP ostro krytykuje rząd (zwykle trafnie) i snuje czarne, katastroficzne wizje na temat przyszłości europejskiej gospodarki. Logicznym rozwinięciem jego myśli stał się autorski fundusz Eurogeddon.
Po krótkim, początkowym wzroście zaczęły się spadki, a strategia jak na razie przynosi coraz poważniejsze straty. Aktualnie już 50 procent od startu w lutym ubiegłego roku.
źródło:Analizy Online |
Inaczej mówiąc - teraz potrzeba aż 100 procent zysku, aby ledwie wyjść na zero (właściwie jest jeszcze gorzej, ponieważ fundusz pobiera opłaty zarówno za nabycie, jak tez zbycie jednostek).
Czy to profesjonalne zarządzanie inwestycjami? Każdy niech sam oceni.
Co mi się bardzo nie podoba? Kopanie leżącego.
Jaki koń jest, każdy widzi. Tymczasem wczoraj portal Gazeta.pl wyeksponował w dziale biznes artykuł o Rybińskim i jego funduszu, wywołując lawinę hejterskich komentarzy:
źródło: Wyborcza.biz |
Natomiast śmieszy mnie troska o klientów funduszu. Chodzi o mikroskopijną grupkę ludzi. Naprawdę. Osoba fizyczna musi wpłacić równowartość minimum 40 tys. euro, aby przystąpić do Eurogeddonu i jeśli weźmiemy pod uwagę, że część jednostek kupił sam profesor, to te 1,9 mln zł aktywów oznacza, ze wszyscy zmieściliby się w jednej klasie szkolnej, albo może nawet w jednym rzędzie.
źródło: Analizy Online |
A skąd się wziął ten cały hejt?
Z mieszanki wybuchowej tworzonej przez:
- ostre, jednoznaczne opinie o ekonomii i rynkach
- obstawianie spadków (publika nie lubi zarabiających na kryzysie)
- kontrast wyników inwestycyjnych z wizerunkiem eksperta ekonomicznego i jego dorobkiem naukowym
Zauważcie, że w mediach praktycznie nie mówi się o funduszu Investor FIZ, który miał zarabiać w każdych warunkach, a tymczasem stopa zwrotu za ostatnie trzy lata wynosi -55 procent. Na dodatek aktywa są wielokrotnie większe niż funduszu Rybińskiego: 76,1 mln zł. Zarządzający nie pchają się do telewizora i po cichu próbują przełknąć gorycz porażki. W ostatnim kwartale nawet wyszli na plus: +7,9 proc.
A ja myślę, że zamiast nabijać się z profesora i jego funduszu, warto się zastanowić nad takim problemem: skoro człowiek przez tyle lat siedzący głęboko w ekonomii tak fatalnie się myli, dlaczego ja, amator mam odnieść sukces na giełdzie?
Poza tym dodam od siebie jeszcze coś:
Prawie wszyscy komentatorzy i analitycy występujący w mediach nie inwestują poważnych pieniędzy, przynajmniej własnych. Dlaczego? Inwestowanie/trading/spekulacja to ciężka praca i zajmuje zbyt wiele czasu, aby ciągle brylować w mediach (z blogiem jest trochę łatwiej - dla mnie na przykład jest to często odskocznia/przerywnik, który przy okazji tworzy alternatywne źródło przychodów, głównie z reklam). Wcale nie polega ona na lansowaniu się w telewizji biznesowej czy patrzeniu cały dzień w zmieniające się cyferki w notowaniach - to jest już ta łatwiejsza część. Ani nie na prognozowaniu, ile jutro będzie wynosił WIG20. Jeśli ktoś realizuje jakąś konkretną strategię i ona zarabia, nie będzie się zbyt chętnie nią z nikim dzielił, ponieważ znajdą się naśladowcy i straci ona skuteczność - tak działa efektywność rynku.