sobota, 13 lipca 2013

Inwestowanie w Rosji, czyli małe ryzyko i duży zysk (czasem odwrotnie)

W czwartek rosyjski sąd pośmiertnie skazał (takie rzeczy tylko w Sojuzie) zmarłego w więzieniu prawnika Siergieja Magnickiego i uznał go winnym przestępstwa unikania płacenia podatków o wartości 522 mln rubli (równowartość 55 mln PLN).

Wraz z nim zaocznie skazano nieobecnego w Rosji inwestora Billa Browdera - ten akurat żyje, więc w razie pojawienia się w Moskwie może liczyć na 9 lat przymusowych wczasów.

Za tymi wyrokami kryje się fascynująca historia, którą opowiada Browder:



Kiedy Browder po raz pierwszy zjawił się w prywatyzowanej Rosji w 1992 roku, pomyślał - Mój Boże! Ten kraj rozdają za darmo!

Kapitalizacja całego rosyjskiego rynku wynosiła wtedy zaledwie 10 mld dolarów, a przecież ten wielki kraj kryje olbrzymie bogactwa naturalne - ropę naftową, gaz ziemny, złoto itd.

Pomimo ostrzeżeń przed nieobliczalną rosyjską władzą Browder postanowił spróbować swoich sił. Udało mu się przekonać bankiera Edmonda Safrę, aby ten wyłożył 25 mln dolarów na nowe przedsięwzięcie. Browder słusznie rozumował, że warto podjąć stosunkowo niewielkie ryzyko finansowe i w zamian stanąć przed możliwością zarobienia kroci.

Dlatego w 1996 roku ruszył Hermitage Capital Management i jak wspomina Browder, już w pierwszym miesiącu działania zarobił 40 procent. Inwestor posiadał olbrzymią przewagę konkurencyjną, ponieważ był jedynym gościem z wiedzą przywiezioną z Wall Street obecnym w Moskwie.

Pieniądze same płynęły strumieniami do jego kieszeni. Wysoka stopa zwrotu przykuła uwagę innych i dlatego fundusz zaraz otworzył się na nowych klientów. Po roku miał 150 procent zysku i 150 mln dolarów zarządzanych aktywów (czyli Browder zarabiał równocześnie na rynku, jak też prowizji pobieranej od zarobionych pieniędzy z zysku klientów).

W drugim roku istnienia Hermitage był aż 228 procent na plusie i jak twierdzi Browder, osiągnął największe zyski ze wszystkich funduszy działających na całym świecie. Sukces był oszałamiający - fundusz zebrał miliard dolarów, a samego inwestora traktowano jak gwiazdę filmową. Bogaci klienci zapraszali go na swoje jachty czy do prywatnych samolotów i gościli go jak króla.

Potem w 1998 roku przyszedł kryzys. Rosja ogłosiła niewypłacalność, a Browder stracił... 900 mln dolarów, czyli 90 procent kasy.














Na dodatek apetyt na pozostałe pieniądze mieli rosyjscy oligarchowie. Jednak Browder nie wycofał się z Rosji, tylko postanowił zagrać va banque.

Rozumował tak: skoro państwo rosyjskie jest przeżarte do szpiku kości korupcją i biurokracją, w takim razie na wycenie spółek giełdowych ciążą one tak bardzo, że kosztują one znacznie mniej niż powinny. W takim razie wystarczy nagłośnić przypadki korupcji i napiętnować łapówkarzy, aby zarówno uzdrowić państwo, jak też przy okazji zarobić na wzroście cen akcji. Dlatego Hermitage Capital stał się aktywnie działającym funduszem, który przejmował znaczące pakiety spółek, aby potem próbować pozbyć się z nich łapówkarzy, nagłaśniając sprawy w mediach.

Najbardziej spektakularnym przypadkiem był Gazprom. Jak twierdzi Browder, tylko w latach 1996-1999 dziewięciu ludzi z kierownictwa państwowego giganta ukradło pieniądze odpowiadające wartości wydobycia... Kuwejtu.

Przy okazji warto się zastanowić, dlaczego Polska akurat tyle płaci za gaz właśnie Gazpromowi i czemu prawdopodobnie nigdy nie wypali wydobycie gazu łupkowego w Polsce na wielką skalę Pokrewieństwo skorumpowanych dusz?

Sprawę nagłośniono w najbardziej znanych gazetach biznesowych, a temat podchwyciły też rosyjskie media i co najważniejsze, wszystko działo się za aprobatą Władymira Putina, który chciał po prostu pozbyć się zbyt wpływowych oligarchów, aby mu nie zagrażali w utrzymaniu władzy.


Jak wyliczył fundusz,  inwestorzy wyceniali akcje Gazpromu w taki sposób, jakby 99 procent aktywów było rozkradzionych, a więc nic dziwnego, że kiedy doszło do roszad w firmie, kurs wystrzelił. Do 2005 roku wzrósł stukrotnie...

Browder uznał, że to wspaniała idea: naprawiać spółki, zarabiać pieniądze i pomagać Rosji stawać się bardziej cywilizowanym państwem. W życiu zwykle ciężko pogodzić zarabianie pieniędzy i czynienie dobra, a tu wydawało się, że taki mechanizm może zadziałać.

Wszystko szło doskonale, fundusz zarabiał olbrzymie pieniądze (w sumie do grudnia 2007 roku blisko 2700 procent) , aż nagle jesienią 2005 roku Browdera zatrzymano na moskiewskim lotnisku Szeremietiewo i odmówiono wizy wjazdowej do Rosji. Dwa tygodnie później otrzymał list, w którym wyjaśniono, że inwestor stanowi... zagrożenie bezpieczeństwa publicznego.

Dalej sprawy potoczyły się jak w gangsterskim filmie z finałem opisanym na początku artykułu:



Takie historie bardzo negatywnie wpływają na sentyment wobec rynków wschodzących, w tym niedawnego pupilka, czyli segmentu BRIC. Jeśli spojrzymy na jego zachowanie w ostatnich miesiącach i porównamy do bardzo silnego rynku amerykańskiego czy nawet znacznie słabszego polskiego, dostrzeżemy zastanawiającą słabość:

















Nie będę bawił się we wróżenie, tylko proponuję w inwestowaniu iść śladem Browdera - szukać takich okazji, kiedy przy stosunkowo niedużym ryzyku możemy liczyć na wielokrotnie wyższe zyski.

Czy takie oferują obecnie fundusze/ETF-y BRIC? Czy znajdziesz takie akcje na GPW? Czy rozpoznajesz inne inwestycje z potencjałem >2R?

Inną sprawą jest fakt, że cała przygoda może się skończyć w bardzo nieoczekiwany sposób...