"The Wall Street Journal" pisze o planach tureckich władz, które martwiąc się wysokim deficytem rachunków bieżących próbują załatać dziurę na wszelkie możliwe sposoby, nie chcąc podążyć śladem sąsiedniej Grecji.
W uproszczeniu wysoki deficyt rachunków bieżących grozi kryzysem walutowym, a tylko w ubiegłym roku turecka lira straciła 20 procent. Do pewnego poziomu słabsza waluta pobudza eksport i wzmacnia gospodarkę, ale w którymś momencie staje się ona zagrożeniem jako czynnik sprzyjający wysokiej inflacji.
Jest to o tyle istotne w tym przypadku, ponieważ - tak jak Polska, Turcja jest na przykład bardzo wrażliwa na zmiany cen ropy naftowej. Poza tym - tak jak w Polsce, co jakiś czas przez kraj przetacza się fala kryzysu, która sprawia, że zaufanie do banku centralnego wydaje się nieco ograniczone, przynajmniej u tych bardziej doświadczonych (czytaj: minimum raz okradzionych).
Argumentów można podawać wiele, więc nic dziwnego, że jak zwykle władza wie lepiej co dobre dla ludu i według "WSJ" szykuje bardzo sprytny plan, złoty plan.
Turcy tradycyjnie lubią złoto, a w zeszłym roku cały świat ogarnęła prawdziwa gorączka i nic dziwnego, że i nad Bosforem wszyscy kupowali sztabki i monety, wierząc w nie bardziej niż w papierowy pieniądz.
Teraz techniczna sytuacja aurum mocno się skomplikowała i gracze/spekulanci powinni dokładnie przyjrzeć się swojemu portfelowi:
A co chcą zrobić tureckie władze?
Uruchomią specjalne rachunki w bankach, na które będzie można wpłacać fizyczny kruszec. W zamian zaoferują oprocentowanie konta (kto powiedział, że złoto jest bezużyteczne, bo nie płaci dywidend, ani nie jest oprocentowane?) i ustawią specjalne bankomaty, z których będzie można wypłacać zdeponowane złoto.
Na razie jest to ciekawostka i zobaczymy czy plan wypali.
Sam nie wpłaciłbym nigdy do czegoś takiego złota, ponieważ traktuję je jako część zabezpieczenia przed ewentualnym krachem papierowego pieniądza (taki mój własny fundusz Eurogeddon).