James Glassman przeszedł do historii jako współautor książki "Dow 36,000"
Można było w niej przeczytać, że Dow Jones pędzi na 36 000 punktów i dlatego autorzy zalecali zakup akcji aż za 80-90% portfela, zwłaszcza amerykańskich akcji.
Trudno było o gorszy timing, ponieważ stało się to tuż przed pęknięciem bańki dotcomowej w 2000 roku.
Niestety Dow Jones nie posłuchał i nie chciał dotrzeć do 36k punktów:
Jeszcze efektowniej to widać na jakże popularnych wtedy spółkach technologicznych:
Późniejsze spadki wywołały wielką frustrację wśród indywidualnych inwestorów i Glassman stał się dla nich świetnym kozłem ofiarnym. W końcu winny zawsze jest analityk, dziennikarz czy Goldman Sachs. Nigdy ja.
Po latach poobijany Glassman wrócił z nową książką i zgadnijcie co proponuje?
Okładka mówi wszystko:
Tak jest. Teraz Glassman ceni sobie bezpieczeństwo i poleca ... obligacje. Myślę, że dostanie ich na rynku ile chce, do wyboru, do koloru: amerykańskie, hiszpańskie, greckie, irlandzkie, polskie ... Grunt to bezpieczeństwo. PS Zabawne, że rozmawia z nim Henry Blodget, w czasie szaleństwa dotcomowego jeden z czołowych autorów rekomendacji typu "Optimus leci na 500 zł".