Boris Becker przeszedł do historii tenisa jako najmłodszy zwycięzca w historii prestiżowego turnieju rozgrywanego na kortach londyńskiego Wimbledonu. Stało się to w 1985 roku, kiedy „Bum-Bum” nie ukończył jeszcze nawet 18. lat.
Teraz wiedzie żywot młodego emeryta (ATP wypłaca byłym profesjonalnym tenisistom takie świadczenie na nieco wyższym poziomie niż ZUS), prowadzi parę biznesów i dla rozrywki pogrywa w pokera.
Ostatnio udzielił wywiadu dziennikowi „The Daily Telegraph”, który możemy znaleźć w dziale „Fame and Fortune”, gdzie znani mówią o swoich finansach.
Mnie zaciekawił fragment na temat giełdy.
Becker nie inwestuje na parkiecie z zasadniczego powodu – nie chce inwestować w rzeczy, nad którymi nie posiada kontroli. Skoro nie może przewidzieć górek i dołków na rynku, woli bardziej tradycyjne inwestycje, takie jak choćby nieruchomości.
Moim zdaniem ta część prawdy o rynkach kapitałowych jest trudna do zaakceptowania wszystkim „zgadywaczom” wypełniającym studia biznesowych telewizji czy piszących swoje wróżby w internecie. Pojawia się tak wiele zmiennych losowych, że w tak skomplikowanym układzie jakim jest giełda, najczęściej tego typu prorokowanie staje się bezproduktywne i wielce frustrujące dla autora, zmuszające do szukania kolejnej cudownej szklanej kuli. Z drugiej strony, gdyby analityk zaproszony do TVN CNBC na jedno z tradycyjnych pytań o to czy zdrożeje/stanieje euro, dolar czy WIG20 odpowiedział zgodnie z prawdą, że nie ma zielonego pojęcia, pewnie więcej nie pojawiłby się w studiu.
Może jednak lepiej skupić się na tym, co sami możemy kontrolować?
Niekoniecznie oznacza to jak w przypadku Beckera całkowite wywieszenie białej flagi, ale raczej pracę nad sobą i własną psychiką, zarządzaniem wielkością pozycji i całym systemem inwestowania, czyli tym wszystkim, co w większości sytuacji udaje utrzymać się w jakichś ryzach.
Rynki i tak pójdą w swoją stronę, a skoro mamy tylko trzy kierunki (góra, dół, w bok), zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie krzyczał „A nie mówiłem?!” Rozpaczliwie szukający guru znającego przyszłość (a takich są zdaje się nawet nie tysiące, a miliony) będą mu najpierw głośno bili brawo, aby za chwilę opluć za nietrafne zgadywanie.