Dziś nieco rozbawił mnie rozżalony klient mBanku, który poskarżył się, że bank nie uwzględnił mu reklamacji transakcji dokonanych jego kartą kredytową w Hiszpanii (wypłaty z bankomatów: 3 x 600 euro) mimo tego, że zastrzegł skradzioną kartę następnego dnia.
Szkopuł w tym, że gość trzymał razem z kartą zapisany gdzieś na kartce … numer PIN.
Czy bank powinien zwrócić mu pieniądze?
Według mnie nie za bardzo, ponieważ w przeciwnym wypadku każdy mógłby po prostu dać znajomemu kartę z PINem, żeby ten wypłacił cały jej limit, a następnego dnia zgłosić kradzież w banku.
W tym przypadku sprawę utrudnia fakt, że zdarzenie nastąpiło w Hiszpanii, ale chyba można jakoś dojść do tego kto konkretnie wypłacał pieniądze sprawdzając nagranie z kamery przy bankomacie? Do tego zdaje się również służą?
Współczuję trochę temu gościowi, ale na własne oczy nie raz i nie dwa widziałem ludzi wpisujących PIN z kartki lub w wersji nowocześniejszej - z komórki.
I tu właśnie widzę rozwiązanie dla sklerotyków:
zapisz sobie PINy w komórce w książce telefonicznej jakimś prostym szyfrem.
Przykładowo, zamiast nazwy banku wpisujesz imię zaczynające się od tej samej litery Pelagia – Pekao i do nic nie znaczącego początku numeru telefonu (na przykład swojego) dopisujesz na końcu PIN.
Sam ćwiczę pamięć i staram się zapamiętywać PINy, ale jako backup dodatkowo je szyfruję w komórce w nieco bardziej skomplikowany sposób niż podany przed chwilą.
Czy ktoś z Was nosi razem z kartą kredytową zapisany na kartce PIN?