Weszliśmy w taką fazę rynku, że na pewno coraz więcej osób zaczyna się zastanawiać czy warto już kupować akcje. Widać ożywienie w funduszach i w biurach maklerskich, co jest naturalną reakcją po kilkudziesięciu procentach odbicia od dna w lutym.
Skoro sporo funduszy i poszczególnych akcji przyniosło w ostatnim kwartale zyski, które w bezpiecznych instrumentach trzeba wypracowywać przez całe lata takie zjawisko wydaje się jak najbardziej normalne.
Moim zdaniem jeśli ktoś się zastanawia co robić powinien poczekać na wiarygodny sygnał z USA. W tej chwili indeks S&P500 znajduje się w konsolidacji mniej więcej 875-930 punktów.
Jej dolne ograniczenie potwierdza dodatkowo poziom zniesienia bessy liczonej od szczytu na 1576,09 pkt do dna na 666,79 pkt: 23,6%, wynikający z liczb Fibonacciego równy 881,38 punktów. Z kolei istotność oporu uwiarygadnia średnia dwustusesyjna (tradycyjna miara długoterminowego kierunku rynku) na 930,45 punktów.
Tu widzę zagranie typowo techniczne. Jeśli Amerykanie wyjdą dołem, powinniśmy za nimi podążyć przynajmniej do 1575-1650 punktów na WIG20, a góra oznacza przebicie wielomiesięcznego trendu spadkowego i wybicie w wariancie byczym nawet do 2500-2600 punktów jakkolwiek to wydaje się absurdalne także i mi.
Z tego wynika, że według mnie albo czekamy z akumulacją przynajmniej 10% niżej od obecnych cen, albo lecimy w wariackim pędzie za szaleńcami z USA.
W tym drugim scenariuszu najlepiej powinny spisywać się walory typowo hossowe na przykład MCI i wtedy na pewno te akcje kupię. Z dużych spółek moim faworytem jest PKN Orlen i jeśli wyjdziemy górą w ślad za Amerykanami to wezmę znowu longi na akcje płockiej spółki.
Z kolei w razie wyraźnych spadków czekam niżej z zakupami mniejszych walorów takich jak na przykład Famur, WSiP, Armatura itp. (św. Graal to sWIG80 i podobne). Znajdzie się ich trochę. Trzeba tylko wybierać nie tylko pod względem AT, ale też sprawdzać czy spółka zarabia pieniądze i generuje pozytywny cashflow, bo są to już raczej dłuższe inwestycje.
Pozostaje jeszcze wersja z kolejną fazą krachu i zjazdu na S&P500 znowu poniżej 800 punktów. W takiej sytuacji nie zapominajmy o ewentualnym cięciu strat (dla "twardzieli" pozostanie nielubiane przeze mnie uśrednianie) i ustawianiu się z zakupami na niższych półkach po uspokojeniu się chaosu.
Wariant ultrawzrostowego V jaki pokazał się od lutego raczej nie odwraca natychmiastowo bessy w hossę, więc poczekałbym jeszcze z hurraoptymizmem.
Możemy też utknąć w nudnym horyzoncie i wtedy pozostanie mi powolne dopełnianie portfela, bo na ten rok niezmiennie zakładam powiększanie stanu u maklera i w czerwcu powinienem w końcu przekroczyć 10 tysięcy złotych w akcjach i gotówce w bossie.
Nie można też zapominać o sytuacji gospodarczej Polski i wiele dowiemy się po ujawnieniu dziury budżetowej. Podejrzewam, że rząd zastosuje jakiś "window dressing" w amerykańskim stylu i początkowo wszyscy mogą się bardzo ucieszyć, ale po dokładnym zbadaniu sprawy mocno ostygną.
Nie przesądzam z góry co się stanie, choć pozostaję cały czas umiarkowanym pesymistą i raczej skłaniam się ku wariantowi spadku co najmniej do 1575-1650 punktów na WIG20. Czy tak się rzeczywiście potoczą wydarzenia, przekonamy się w wakacje, a tymczasem proponuję akumulować kapitał u maklera, bo akcje kupowane jesienią powinny stanowić lepszą ochronę przed inflacją niż niskooprocentowane lokaty i depozyty.
Z tego powodu na pytanie czy warto już kupować akcje, odpowiem tak, że najrozsądniej jest chwilę poczekać, ale na bieżąco uzupełniać stan rachunku u maklera.