poniedziałek, 14 kwietnia 2008

Fundusze hedgingowe. Czy warto je kupić?


Nasz rynek powolutku rozwija się i od pewnego czasu każdy Kowalski może kupić sobie nawet jednostki uczestnictwa czy certyfikaty funduszów hedgingowych. Najpierw zacznę od wyjaśnienia co to za cudo.

Sama nazwa hedging w angielskim oznacza zabezpieczania się przed ryzykiem ( szkoda, że nie słyszeli o tym np. w hucie Krosno).

Początkowo, pierwsze fundusze zabezpieczały się głównie przez krótką sprzedaż akcji.
Wraz z rozwojem rynków finansowych i dostępnych instrumentów zmieniło się nieco znaczenie tej nazwy (hedgingu).

W tej chwili fundusze hedgingowe obejmują szeroką gamę funduszy spekulujących na wszystkim, czym się da: futures na indeksy, akcje, towary, krótka sprzedaż, swapy, arbitraż, opcje, użycie dźwigni – to tylko niektóre z wykorzystywanych sposobów na zarabianie pieniędzy.

Można sporo zyskać - spektakularne zyski Quantum, ale i nierzadkie są wtopy. Wystarczy sobie przypomnieć bankructwa LTCM czy nie tak dawno Amaranth Advisors, aby uświadomić sobie realne ryzyko. Nawet nobliści nie gwarantują sukcesu.

Z drugiej strony takie fundy bywają niezależne od bieżącej koniunktury giełdowej i w chudych latach stanowią ciekawą alternatywę dla kapitału.

Zwykle te fundusze kierują się ku bogatym i bardzo bogatym, ale ostatnio ich polityka zmienia się.

W Polsce mamy trzy najpopularniejsze: Investors (Investor FIZ), Opera (Opera za 3 grosze) oraz Superfund.

Co o nich myślę?

Przed podjęciem decyzji o zainwestowaniu środków, warto sprawdzić wyniki w dłuższym horyzoncie czasu oraz zapoznać się dokładnie ze strategią.

Niestety Investors i Opera działają zbyt krótko, aby ich naprawdę rzetelnie ocenić.
Superfund ma dłuższą historię i możesz sam Czytelniku zdecydować czy warto.

Investors i Opera mają u mnie plus, że można ich certyfikatami handlować na GPW. Zatem mamy w miarę niezłą płynność dla drobnych inwestorów. Sporo osób spekuluje kupując je na GPW licząc, że wycena będzie wyższa niż bieżące notowania.

Za ile kupować?

Trzeba zdawać sobie sprawę z ryzyka i nie sądzę, żeby rozsądny inwestor pakował się za więcej niż 20 % kapitału. Oczywiście to moje wyłącznie prywatne zdanie.

W takim razie dla mojego aktualnie niezbyt imponującego kapitału odpowiednią ilością byłaby zaledwie jedna sztuka Investor FIZ (aktualna cena w rejonie 2700 PLN). Wiadomo, że trzeba się też liczyć z porażką, ale istnieje potencjalnie większy zysk niż przy tradycyjnych inwestycjach.

Powiedzmy, że mógłbym tu stracić 2,5% kapitału. Wychodzi mi około 400 PLN. Zatem mógłbym trzymać te certyfikaty o ile nie spadną poniżej 2300 za sztukę.

Przed zainwestowaniem, zachęcam każdego do podobnych obliczeń. Nie należy się bać hedgingowych, ale nie warto szarżować. Na pewno dobrze zdywersyfikowany portfel powinien zawierać w swoim składzie i tego typu fundy.