W zeszłym tygodniu media krzyczały nagłówkami o zdefraudowaniu przez tradera aż 5 mld euro na szkodę Societe Generale. Trzydziestojednoletni Jerome Kerviel miał rzekomo doprowadzić do tak olbrzymich strat samodzielnie grając na derywatach pod prąd trendu spadkowego.
Może i tak było, ale dla mnie cała ta intryga jest cienka jak beaujolais i cała francuska technika.
Zbyt przypomina mi sprawę Nicka Leesona. Może jakiś dyrektorek obejrzał film „Rogue Trader” i postanowił zrobić remake u siebie w banku? Tak to przynajmniej wygląda.
Po pierwsze, rzekomo szalony trader miał nic na tym nie skorzystać osobiście. Ciężko mi wyobrazić sobie kolesia z niezbyt dużą pensją popełniającego przestępstwo, aby ratować dobre imię banku.
Skoro umiał tak zręcznie ukrywać miliardy strat, czy nie starczyłoby mu skromne 100 mln euro wyprowadzone na własny rachunek i spokojne życie w jakimś tropikalnym raju?
Po drugie, ciekawe jak niby miał ukrywać miliardowe straty na instrumentach pochodnych pracownik średniego szczebla skoro księgowanie tych pozycji jest codzienne?
A jeżeli tak rzeczywiście jest, w takim razie wszyscy klienci Societe Generale powinni jutro zamknąć u nich konta i wycofać środki. Strach pomyśleć ile miliardów może stracić ich dealing room, zanim się kierownictwo zorientuje. Pewnie do piątku mogą zbankrutować i nikt z szefostwa nic nie będzie wiedział, aż do wakacji.
Trochę tu ironizuję, ale naprawdę historyjka jest tak denna jak brazylijskie seriale. Podejrzewam, że SG wtopiło kasę na subprime`ach i teraz nieudolnie upycha straty.
Może się mylę, ale cała ta sprawa najprawdopodobniej będzie inspiracją dla kolejnej komedii kryminalnej z serii „Różowa Pantera”, a nie dramatu w stylu „Wall Street”.