piątek, 24 kwietnia 2015

Zarobił 40 milionów. Teraz oskarżają go o wywołanie krachu na giełdzie

Ciszę londyńskiego przedmieścia Hounslow zazwyczaj przerywają jedynie samoloty, które startują i lądują na pobliskim lotnisku Heathrow. W ostatni wtorek 21 kwietnia codzienną rutynę przerwało aresztowanie niepozornego 36-latka. Widywano go rzadko. Czasem jeździł Skodą Fabią swojego ojca.

Zaskoczenie sąsiadów było tym większe, kiedy okazało się, że Navinder Singh Sarao jest oskarżony o doprowadzenie do krachu na giełdzie w Nowym Jorku 6 maja 2010 roku.

Był to tak zwany "flash crash" - relacjonowany także tu na blogu.

Co więcej, zdaniem amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości, nielegalne działania pozwoliły Sarao przez cztery lata zarobić w sumie aż 40 mln dolarów. Czy to możliwe, aby cichy kawaler mieszkający z rodzicami  w skromnym domku trząsł światowymi giełdami przy pomocy swojego domowego komputera? 

Tu mieszka oskarżony trader
W końcu jeszcze do niedawna obowiązywało inne oficjalne wyjaśnienie nagłego spadku indeksu Dow Jones o 1000 punktów - reakcję łańcuchową miało wywołać potężne zabezpieczające zlecenie sprzedaży kontraktów "E-Mini" na indeks S&P 500 złożone przez fundusz inwestycyjny Waddel & Reed. Fundusz obawiał się wtedy spadków wywołanych wydarzeniami w Grecji. Dlatego wolał ubezpieczyć portfel akcyjny kontraktami.

W jaki sposób, zdaniem Amerykanów, Sarao przyczynił się do krachu?


Trader skoncentrował się na kontraktach futures "E-Mini" na S&P 500 notowanych na chicagowskiej giełdzie CME. Aby zarobić, stosował techniki określone w oskarżeniu jako "layering" i "spoofing".

Na czym one polegają?

Ustawia się całą drabinkę zleceń kilka tików poniżej lub powyżej obecnych poziomów i wywołuje  pożądany, sztuczny ruch na rynku spowodowany nerwową reakcją inwestorów.

Na przykład, chcąc sprokurować spadki, Sarao wstawiał do arkusza potężne zlecenia sprzedaży nieco powyżej aktualnie zawieranych transakcji. Kiedy inwestorzy je zobaczyli, zaczynali sprzedawać w obawie przed dalszą przeceną, a automat Sarao przestawiał zlecenia coraz niżej wędrując za rynkiem, aż doprowadził kurs do docelowego poziomu, gdzie czekały zlecenia kupna tradera, które faktycznie chciał zrealizować.

Następnie wystarczyło wyłączyć automat, aby kurs kontraktów odbił w górę niczym naciągnięta sprężyna, a Sarao mógł zamknąć pozycję wyżej i zainkasować szybki zysk.

Co istotne, bardzo duża część transakcji na giełdach dokonywanych jest za pomocą oprogramowania HFT i właśnie te programy wpadły też w tę samą pułapkę, co inwestorzy detaliczni. 

Dla większego bezpieczeństwa stosował tę taktykę jedynie w obrębie jednej sesji giełdowej.  

W tym sposobie nie widzę niczego nowego i nawet na naszej giełdzie też wielokrotnie widziałem jej znacznie prymitywniejszą wersję, czyli tak zwane batony (zarówno na rynku akcji, jak też kontraktów terminowych). Różnica polega na tym, że Sarao zrobił to na znacznie większą skalę i wykorzystywał w tym celu specjalnie napisane dla niego oprogramowanie.

Teraz brytyjski wymiar sprawiedliwości będzie miał twardy orzech do zgryzienia, zastanawiając się nad ekstradycją tradera do USA. Na razie wypuścił go z aresztu za kaucją w wysokości 5 mln funtów. W oczekiwaniu na rozprawę Sarao musi meldować się na posterunku policji trzy razy w tygodniu. Nie wolno mu korzystać z internetu, musi wracać do domu przed godz. 23 i ma zakaz wyjazdu z Wlk. Brytanii. Posiada spółki na Karaibach, gdzie przezornie wytransferował sporo kapitału.

Sprawa wywołuje sporo kontrowersji i rodzi się wiele wątpliwości.

W czym Sarao jest gorszy od korzystających z oprogramowania HFT wielkich banków inwestycyjnych?

Sam zresztą napisał w odpowiedzi na maila z CME, żeby go pocałowali w d...

Dopiero co w ubiegłym tygodniu na rynku Nasdaq zadebiutowała spółka Virtu Financial specjalizująca się właśnie w HFT. W zeszłym roku ujawniono, że w całej swojej historii zanotowała 1277 sesji giełdowych na plusie. Straciła na jednej.

Zapewne trader takim firmom wszedł w paradę, co sugeruje John Hempton. Poza tym to właśnie anonimowy przedstawiciel branży doniósł na Sarao.

Trudno zabronić składania i unieważniania zleceń oraz z góry uregulować przepisami, które zlecenia są składane jedynie w celu manipulacji rynkiem.

Dlatego wielu obserwatorów twierdzi, że Sarao stał się po prostu kozłem ofiarnym, który na dodatek wszedł w paradę bankom inwestycyjnym. Powinien wziąć przykład z Bena Bernanke - były szef Fedu znalazł zatrudnienie w funduszu hedgingowym Citadel.

Co więcej, Sarao pracował wcześniej w firmie inwestycyjnej Futex i określano go jako najskuteczniejszego tradera. Zapewne zrobiłby karierę w branży.

No i kwestia najważniejsza.

Jak słabe i wrażliwe są rynki kapitałowe, skoro do krachu może doprowadzić samotny trader?

Moim zdaniem ta teoria nie trzyma się kupy - gdyby było tak prosto, dlaczego Sarao wywołał tylko jeden krach, a nie całą ich serię? Raczej przyczynił się jako jeden z wielu do takiego, a nie innego zachowania rynku 6 maja 2010 r.