Zdaję sobie sprawę, że w polskich realiach (i nie tylko) zakup mieszkania za własną gotówkę jest bardzo poważnym wyzwaniem i nie każdy jest w stanie je podjąć. Czasem zmuszają go do tego okoliczności (ślub, dziecko w drodze itp.).
Jednak od zawsze polecam wszystkim uzbieranie jakiegokolwiek wkładu własnego, najlepiej 20%, w ostateczności 10%. Dlaczego?
Odpowiedź jest oczywista.
Po pierwsze, bardziej szanujesz pieniądze, które sam oszczędzisz.
Naprawdę dla kamikadze biorącego kredyt o współczynniku LTV 120% (loan to value, czyli kredyt podzielony przez wartość nieruchomości) te cyferki są zwykle zupełnie abstrakcyjne.
Po drugie, masz mniej do spłaty.
Po trzecie, kredyt jest dużo tańszy.
Nie ma cudów - bank za to, że ryzykuje każe sobie słono zapłacić i zwykle żąda dodatkowego ubezpieczenia, kosztownego ubezpieczenia.
Dlaczego o tym piszę akurat teraz?
Coraz więcej ludzi bierze kredyty hipoteczne bez wkładu własnego idąc niczym owieczki na rzeź.
Od teraz stopy procentowe ruszyły do góry podnosząc koszty kredytu, a na dodatek inflacja zabiera coraz więcej pieniędzy z portfela, o czym każdy się może przekonać na zakupach w pobliskim spożywczym.
Zadłużaj się z umiarem (kredyt konsumpcyjny) i zacznij od uzbierania na wkład własny na wymarzone M.