niedziela, 20 czerwca 2010

Co Buffett zrobiłby z 10 000. zł?

Wielu inwestorów próbuje naśladować Warrena Buffetta i w sumie cała filozofia wyznawana przez niego (przynajmniej ta w oficjalnej wersji) zawarta w książce Benjamina Grahama „Inteligentny inwestor” wydaje się sensownym, fundamentalnym podejściem do świata akcji, choć trochę brakuje mi w nim planu B, czyli co się stanie jeśli się pomylisz?

Tu z pomocą przychodzi zarządzanie wielkością pozycji (standardowo nie powinno się ryzykować w jednej transakcji więcej niż 1-2% portfela).

Podobnie widzę kłopot z precyzyjnym kryterium określenia momentu wejścia na rynek i z niego wyjścia (o ile zakładasz, że nie będziesz żyć wiecznie).

Jednak trudno w praktyce powielać działania człowieka z miliardami na koncie i w dodatku z takimi koneksjami, które umożliwiają mu kupowanie uprzywilejowanych akcji banku Goldman Sachs po promocyjnej cenie.

No to odwróćmy sytuację i zapytajmy co zrobiłby Buffett z 10 000. zł?


Można tu sobie wpisać 50 000 czy 100 000 zł, nieważne. Są to na tyle niewielkie sumy (w skali globalnej), że nasze transakcje są praktycznie niewidoczne dla reszty świata.

Jeśli zarządzasz wielkim funduszem każdy twój ruch jest śledzony przez resztę, a na dodatek informacja o kupnie/sprzedaży jakichś akcji sprawia, że ich kurs rusza w niepożądaną stronę – wejście Buffetta zwykle sprawia, że cena mu szybko odjeżdża do góry, podobnie panikę wywołuje wyjście.

Tymczasem Buffett kiedyś oznajmił, że gdyby posiadał niewielki kapitał (dla niego rzędu miliona dolarów), osiąganie 50% rocznie nie byłoby dla niego żadnym problemem (źródło 1, źródło 2) i co istotne, robiłby zupełnie co innego niż teraz.

I tu widzę paradoks, że wielu (szczególnie początkujących) inwestorów nieco snobistycznie podkreśla stosowanie metod Buffetta, których on sam nie używałby, gdyby znalazł się na ich miejscu.

Jego zdaniem, każdy inwestor może wyspecjalizować się w pewnej niszy (na przykład mogą to być jakieś mniejsze spółki z przewagą konkurencyjną) oraz poszukiwać drobnych okazji arbitrażowych, które pojawiają się na rynku i wtedy ma spore szanse na sukces.

Ważne jest niekonwencjonalne myślenie – wiecie, ze Buffett obstawił zakład, że Francja nie zdobędzie mistrzostwa świata w piłce nożnej (zaryzykował 30 mln dolarów)? Pozostając w tej tematyce – do wczoraj można było postawić u wielu bukmacherów, że Napieralski wygra z Olechowskim po kursie 1,1, czyli 10% niemal pewnego zysku – jak sądzę (pozostaje kwestia legalności zakładów w internecie w Polsce).

U nas lokalnym fenomenem rynku giełdowego są wielkie prywatyzacje, a sprzyja im statystyka. Jednak ta sama statystyka mówi, że ani Enea, ani PGE nie okazały się wielkim sukcesem, więc jakoś nie jestem aż tak wielkim entuzjastą Tauronu i jedynie wypada liczyć, że minister Grad się zlituje i zbierając punkty dla partii rządzącej w II turze wyborów prezydenckich zmniejszy cenę dla indywidualnych z 70 gr na niższą. Nie jest to zbyt pewne, ponieważ czeka nas prawdopodobnie redukcja mniej więcej 30% (moje pobieżne szacunki).

Według mnie każdy, kto uporządkuje swoje finanse osobiste (na przykład nie uniezależnia zapłaty raty kredytu hipotecznego od udanej transakcji na giełdzie czy foreksie itp.) i tworzy regularne pozytywne przepływy pieniężne na początku jest w doskonałej sytuacji. Ma niewiele do stracenia, wszystko do zyskania.

Na koniec do tego co twierdzi Buffett dodałbym od siebie, że na początku nawet stopa zwrotu jest niespecjalnie istotna, ponieważ i tak łatwiej dorzucić do portfela wartego 10 000 zł 1000 zł niż zarobić ten tysiąc na inwestycjach. Schody zaczynają się nieco później, ale najpierw trzeba do nich dotrzeć i dobrze się przygotować do wspinaczki, która na poważnie zaczyna się po kilku miesiącach –latach (w zależności od tempa budowy i wielkości kapitału początkowego).