wtorek, 10 czerwca 2008

Jak zacząć inwestować?

Gdybym dziś miał znowu dwadzieścia parę lat i wchodził w świat inwestowania, na pewno zacząłbym nieco inaczej, ale jak wiadomo doświadczenie przychodzi z wiekiem. Niestety większość młodych ludzi jest niecierpliwa i ma tendencję do nadmiernego ryzykanctwa.

Dla 90% kończy się to w wiadomy sposób, czyli masakrą finansów i zaczynaniem od zera.

No, ale przecież każdy gracz lotto zakłada, że to właśnie on wygra.

Tak samo jest w inwestowaniu.


Wszyscy patrzą na te kilka procent wygrywających potężne sumy, nie zwracając uwagi na tracące masy.

Początkujący często nie zdają sobie sprawy kto znajduje się po przeciwnej stronie stołu.

Jeśli spekulujesz na instrumentach pochodnych czy na rynku Forex, musisz wiedzieć, że naprzeciw Ciebie bardzo często siedzi wytrawny inwestor czy potężna instytucja finansowa ze sztabem analityków, która chętnie zabierze nawet Twoje parę groszy. Głupiec i jego pieniądze szybko się rozstają.

Na akcjach też to działa, ale w nieco ograniczony sposób ze względu na słabo rozwiniętą krótką sprzedaż akcji w naszym kraju – krótko mówiąc jeśli tracisz na spadku, druga strona rzadko zarabia (wyjątek: duże spółki z WIG20).

Jeśli nie jesteś dzieckiem bogatych rodziców, ani nie masz spadku po wujku, Twój kapitał początkowy jest mocno ograniczony.

A od czego należy rozpocząć?

Po pierwsze, najlepsza inwestycja jest w samego siebie, więc warto skończyć studia.

Dobrze wybrać kierunek, który nas interesuje, ale jeśli kończysz filozofię, nie możesz oczekiwać wielkich apanaży – choć na przykład Palikot przeczy temu twierdzeniu. Co paradoksalne, człowiek, który z pewnością był w pewnym sensie idealistą, zarobił wielką kasę sprzedając tanie wina i wódkę.


Dla większości młodych ludzi najskuteczniejszą drogą pomnażania pieniędzy jest nadal wyjazd za granicę. W ten sposób nie tylko uzbierasz jakąś niezłą sumkę, ale nauczysz się życia, poznasz inną kulturę i język.

Niektórzy mają zamiar wyjechać na stałe, ale mi byłoby ciężko zaklimatyzować się w innym kraju (a zwiedziłem ich w życiu całkiem sporo).

Co prawda kurs złotówki umacnia się, ale nawet zmywacz garów może odłożyć całkiem niezły kapitał. Cały czas trzeba trzymać się prostej reguły, żeby wydawać mniej niż się zarabia. Jeśli nie starcza Ci na życie, poszukaj innego źródła dochodów lub zmniejsz wydatki (najlepiej jedno i drugie).

Idealnie jeśli Twój dochód choć w pewnej części nie zależy od Twojego bezpośredniego zaangażowania.

Najbanalniejszym tego typu aktywem jest zwykła lokata bankowa. Wpłacasz 1000 PLN i załóżmy za rok otrzymujesz 60 zeta odsetek. Uwzględniając inflację, ten zysk jest mikry, ale chodzi tu o samą ideę.

Cały Twój wysiłek sprowadza się do zdeponowania i odebrania pieniędzy.

Najważniejsze jest szukanie właśnie tego typu źródeł gotówki płynącej do Ciebie niezależnie od Twojego fizycznego zaangażowania.

Tradycyjna praca oznacza tyle, że kiedy pracujesz, dostajesz pieniądze, a gdy zwolnią Cię, nagle stajesz się bezradny i nie masz za co żyć.

Dla mnie jednym z dodatkowych źródeł są przychody z klikanych reklam Google AdSense.

W XXI wieku świat się zmienia coraz szybciej i nie ma co liczyć, że uda się utrzymać w nawet najlepszej firmie przez całą karierę zawodową. No chyba, że jest to Twoja firma :)

Jeżeli narobiłeś długów, przynajmniej jeden problem masz z głowy. Nie musisz rozważać w co warto zainwestować pieniądze, tylko skupić się na zrzuceniu ciężaru ze swoich barków.

Jedynie dług hipoteczny jest w miarę tanim kredytem (o ile na rynku dominują niskie stopy procentowe) i można tutaj czasem coś pokombinować.

Na początku priorytetem winno stać się utworzenie sobie funduszu bezpieczeństwa.

Jest to kasa na nieprzewidziane wydatki, którą najlepiej przechowywać na rachunku bankowym z niezłym oprocentowaniem (ja mam na Emax + w mBanku ).

Dziś właśnie mnie coś takiego spotkało, że MUSZĘ wydać 5000 PLN i gdyby nie ten fundusz musiałbym gorączkowo zadłużać się na pewno po niekorzystnej stopie procentowej, lub też zrywać lokaty.

Jeżeli nie masz takiego fundu, proponuję zacząć już dziś choćby od 100 zł. Najlepiej stworzyć do tego celu specjalny rachunek bankowy, żeby nie kusiło czasem podbieranie z niego na bieżące zachcianki.

Szacuje się standardowo, że powinien on wynosić 3-6 krotność Twoich miesięcznych wydatków.

Równolegle dobrze wejść w świat inwestycji.

Najlepiej zacząć od funduszy inwestycyjnych.

Warto od razu zerknąć na opłaty przy zakupie i sprzedaży jednostek uczestnictwa. Aby ich uniknąć można skorzystać z takiego produktu jaki oferuje na przykład SFI mBanku.

Sam należę do zwolenników wyłącznie funduszy akcyjnych.

Według mnie najlepszą strategią początkującego jest wykorzystanie mechanizmu uśrednianiania, czyli kupowania za równe kwoty w równomiernych odstępach czasu.

Jeśli kupisz dziś za 200 zł i będziesz powtarzać ten ruch regularnie co miesiąc, nie trafisz idealnie w dołek, ale też nie kupisz po maksach.

Na początku i tak najważniejsza jest systematyczność. Zdecydowanie ważniejsze dla gromadzonego kapitału będzie dorzucenie kilku stówek niż sama stopa zwrotu.

Dopiero po przekroczeniu jakiegoś sensownego progu (co najmniej 5-10k), możesz delikatnie kombinować z konwertowaniem, ale z reguły próby timingu nikomu dobrze nie służą. A już szczególnie niedoświadczonemu inwestorowi, który może pod wpływem nastroju z mediów wycofywać się w dołkach i kupować na górkach.

Po przynajmniej roku inwestowania w fundusze, możesz bezpośrednio spróbować sił na giełdzie, ale raczej na początku za niezbyt wielką sumę dla Ciebie.

Pamiętaj , że wszelkie gry i dema to nie jest prawdziwy rynek i nawet doskonałe wyniki w grze Onetu nic nie znaczą. Jednocześnie gromadź powoli środki na bezpiecznych instrumentach typu lokaty. Wiem, że to nudne i tak dalej, ale przynajmniej 20-30 % kasy tam trzeba trzymać.

Za część kapitału warto też próbować sił na różnych alternatywnych rynkach, ale cały czas pamiętaj o regułach, których twardo trzyma się Warren Buffett.

Po pierwsze, nigdy nie trać pieniędzy. Po drugie, pamiętaj o pierwszej regule (w oryginale " "Rule No.1: Never lose money. Rule No.2: Never forget rule No.1.")

Kontrola ryzyka jest podstawą sukcesu finansowego.