Wczorajsza decyzja FOMC Banku Rezerwy Federalnej zaskoczyła rynki, które oczekiwały zmniejszenia skali skupu obligacji z 85 mld dol miesięcznie o mniej więcej 10-15 mld dolarów.
Tymczasem, jak zażartował jeden z amerykańskich analityków, Ben przyniósł więcej piwa i impreza trwa dalej. Nie ma mowy o o zwolnieniu tempa QE, ponieważ amerykańska gospodarka - zdaniem Banku Rezerwy Federalnej, nadal nie rozwija się w wystarczająco szybkim tempie. W komunikacie zaznaczono, że stopy procentowe pozostaną na rekordowo niskich poziomach, dopóki bezrobocie przekracza 6,5 procent, a prognozowana inflacja utrzyma się w zakresie poniżej 2,5 proc. w skali roku.
Dodatkowo atmosferę podgrzały sygnały z Białego Domu, który potwierdza, że chce na stanowisku nowego szefa Fedu gołębią Janet Yellen (co raczej nie zaskakuje regularnych czytelników tego bloga)..
A jak te wszystkie informacje zamienić w zyski?
Rynki przynajmniej częściowo są efektywne. Błyskawicznie zareagowały i przeceniły dolara wobec prawie wszystkich możliwych aktywów: innych walut (w tym euro i złotego), złota, ropy, miedzi, akcji itd.
Kto przed godz. 20 ustawił się pod gołębie dane na lewarowanych rynkach, zapewne skasował zysk i czeka, co stanie się dalej.
Równie zadowolone miny mają inwestorzy średnio- i długoterminowi. Amerykański indeks S&P 500 znalazł się wczoraj na najwyższym poziomie w historii (tak samo niemiecki DAX):
Czy rynek nie jest już przegrzany? Nie mnie oceniać. Natomiast warto pamiętać, że Ben Bernanke kilkakrotnie wspominał, że chce, aby ceny akcji rosły, ponieważ w ten sposób zamożniejsi inwestorzy będą odważniej wydawać na konsumpcję i przez to pobudzą gospodarkę.
Skoro nie widać sygnałów sprzedaży, nie ma co na siłę zgadywać i lepiej trzymać pozycję na wzrosty aż kierunek się zmieni (przykładowy poziom obronny dla S&P 500 1580 pkt - średnia 200 SMA). Oczywiście mowa tu o osobach posiadających amerykańskie ETF-y, jednostki agresywnych funduszy czy pojedyncze akcje, które nie są mocno zlewarowane.
Podejrzewam, że większość jednak i tak interesuje się głównie naszym rynkiem i tu nadal w grze widzę poziom 50 tys. pkt na WIG jako główną przeszkodę do pokonania (jeśli szukasz fundamentów, zajrzyj do Michała Stopki). Dopiero wybicie się ponad tę barierę uznam za świadectwo siły i rozpoczęcie kolejnej fali wzrostowej (co nie znaczy, że rynek na przykład nie obsunie się zaraz po osiągnięciu lokalnego maksimum):.
Turbulencje i wstrząsy wtórne związane przede wszystkim z OFE są zapewne już w dużej mierze zdyskontowane, więc rynek niech nam pokaże swoją prawdziwą moc. Krótkoterminowo ważne jest piątkowe wygasanie kontraktów terminowych, co może zwiększyć zmienność oraz start indeksu WIG30 w najbliższy poniedziałek 23 września.
Osobiście uważam, że warto zastanowić się nad pewnym uniezależnieniem od GPW - czy nie daje Wam do myślenia na przykład fakt, że indeksy DAX i S&P 500 właśnie znalazły się na najwyższym poziomie w historii, a nasz poczciwy WIG musiałby wzrosnąć jeszcze o ponad 30 procent, aby im dorównać? Na dodatek nasz rynek zalicza się do wschodzących, czyli powinno się doliczyć dodatkową premię za ryzyko.
Z tego powodu powstał wpis "Jak tanio inwestować za granicą?"
Natomiast w przypadku indywidualnych inwestycji na naszej giełdzie sądzę, że szczególnie obiecujący jest sektor małych i średnich spółek, ponieważ nawet te dobre często są odpuszczane przez instytucje ze względu na skalę działalności spółki lub jej obroty na GPW (te ostatnie nie mogą być zbyt niskie w żadnym przypadku).
A jedną ze strategii przedstawiałem w 2012 roku w poście "Trzymaj się liderów".