wtorek, 13 grudnia 2011

Dlaczego drukowanie pieniędzy nie wywołało inflacji?

Zastanawialiście się czemu do tej pory drukowanie pieniędzy jeszcze nie wywołało inflacji, takiej naprawdę potężnej? Wszystko drożeje, ale nie na apokaliptyczną skalę.

Jedno z wyjaśnień przedstawia "Business Insider":




W końcu Ben Bernanke zafundował już praktycznie dwie tury Quantitative Easing, a przebąkuje się o trzeciej wczesną wiosną przyszłego roku. Jak to możliwe, że przy takiej podaży pieniądza ceny rosną bardzo umiarkowanie?

Mark Dow i Henry Blodget wskazują, ze tak naprawdę Bernanke "drukuje" kredyt bankowy. Inaczej mówiąc - zwiększa zdolność banków do kredytowania konsumentów do granic możliwości (a nawet powyżej).

Jednak konsumenci są już zadłużeni i nie mają zwykle ani chęci, ani zdolności do zaciągania pożyczek. Z kolei firmy obawiają się kredytowania i inwestowania obserwując właśnie słabość konsumenta.

Z kolei banki w kryzysowej sytuacji muszą się delewarować, czyli budować poduszkę kapitałową na wypadek kolejnych faz kryzysu zadłużeniowego, więc zamiast rozdawać kredyty, wolą trzymać środki na koncie w Banku Rezerwy Federalnej i tak koło się zamyka.

Z tego powodu dolar wcale nie słabnie ostatnio i wciąż jest traktowany jako jedna z bezpiecznych przystani (dodatkowo pomaga mu, że jest walutą rozliczeniową, także na rynkach kapitałowych).

Jednak w końcu w którymś momencie drukarka może przesadzić i dolary popłyną do gospodarki szerokim strumieniem windując ceny wszystkiego. Wtedy Fed będzie musiał szybko wkroczyć do akcji i podnosząc stopy procentowe gasić pożar. Jest to typowe igranie z ogniem, ale póki co, obserwujemy taki paradoks, że mimo "drukowania", dolar wcale nie osłabia się, a inflacja w USA jest umiarkowana.

Blodget wskazuje na Japonię, gdzie od ponad dwóch dekad gospodarka pogrążona jest w stagnacji, a próbowano jej pomagać takimi samymi metodami.

Zgadzacie się z taką interpretacją?