Kiedy po krótkim wypadzie zagranicznym z osłupieniem wpatrywałem się w płatki majowego śniegu pomyślałem, że miło byłoby zamieszkać gdzieś nad ciepłym morzem, najlepiej za grosze. Pewnie taka myśl często chodzi po głowie wielu Polakom, skoro tak wielkie emocje wywołał kilkumiesięczny wyjazd Marcina do Meksyku.
Przypomniałem sobie o tym bombardowany dziś z kilku mediów skrótem raportu Home Brokera.
W oczy rzuciły mi się bardzo niskie ceny w Bułgarii. Faktycznie na Onecie (czyli na miejscu powinno być jeszcze łatwiej) bez trudu znalazłem mieszkanie w dobrym standardzie za naprawdę niską cenę takie jak to - oferta zupełnie przypadkowa (pomińmy fakt czy chcesz mieszkać w tego typu kołchozie- można sobie wybrać coś innego).
Wyraźnie drożej jest w Hiszpanii, ale i tak łatwo tam znaleźć ciekawe apartamenty za niską cenę (w stosunku do polskiego absurdu).
Jednak nie uważam, że należy rzucać się na nie jako inwestycję życia. Jest tanio, może być jeszcze taniej, kiedy na przykład Hiszpania zbankrutuje (domino może ruszyć w każdej chwili). Poza tym bardzo ciężko zarządzać czymkolwiek przebywając setki czy tysiące kilometrów z dala od tej nieruchomości. Potrzebna byłaby zaufana osoba.
Raczej jest to szansa dla osoby, która dorobiła się już majątku i chce zamieszkać nad ciepłym morzem za niezbyt wygórowaną cenę. W przypadku rodziny byłoby sporo problemów - koszty byłyby zdecydowanie większe, dzieci trzeba posłać do jakieś szkoły itd.
A już zupełnie rozśmieszają mnie tego typu pomysły jak ten z TVN CNBC o "biznesie" związanym z inwestowaniem w pokoje hotelowe. Po co ryzykować i mrozić środki, kiedy u nas sezon turystyczny jest tak krótki i kapryśny? Na pewno hotel, bank i pośrednik czekają na takich "inwestorów" z otwartymi ramionami.