Załóżmy, że posiadasz kapitał rzędu 100 tys. PLN i zaczynasz trading/inwestowanie. Jeżeli ustalisz, że masz jakąś tam przewagę (edge) i przyjmiesz, że zaryzykujesz w jednej transakcji maksymalnie 1% kapitału, możesz standardowo za jednym razem stracić maksymalnie tysiąc złotych (no jak widzisz okazję życia - powiedzmy 2 czy 3%).
A teraz załóżmy, że zbiera się zespół dziesięciu traderów i jeśli pula wyniesie 100 tys. PLN x 10, mamy razem milion złotych. Z miliona 1% to 10 tys., czyli jeśli nawet jeden z nich w sumie straci połowę początkowego kapitału, dla całego zespołu nie będzie to aż tak wielką tragedią – po prostu wyrzucą gościa i niech pisze blog o inwestowaniu i po sprawie.
Poza tym każdy trader może grać na zupełnie innym rynku nieskorelowanym z pozostałymi (przynajmniej tak jednoznacznie) i w końcu jeśli istnieje ten udowodniony edge (przewaga), w takim wypadku im więcej transakcji, tym lepiej. Z tego powodu prawie zawsze specjalistyczny fundusz hedgingowy (nie małpi/akcyjny kupujący, kiedy ludzie wpłacają pieniądze i sprzedający, kiedy lud ucieka z kasą) będzie lepszy niż pojedynczy trader.
No i wiadomo, że zespół łatwiej może wypracować i przetestować skuteczne systemy na tej samej zasadzie co poprzednio. Zamiast jednego człowieka, pracuje nad nimi 10 ludzi i szybciej znajdą te najskuteczniejsze.
Poza tym istnieje całe mnóstwo innych czynników- na przykład w kluczowym momencie pada ci komputer, masz wypadek czy musisz jechać do szpitala z chorym dzieckiem. W końcu wracasz na rynek, a tu już po zawodach. Większość z tych problemów nie dotyczy zespołu/funduszu.
Może dla drobnych kwot i zabawy w akcje za kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy nie jest to aż tak istotne, ale przy poważniejszych pieniądzach warto się nad tym zastanowić i przynajmniej część środków powierzyć takiemu fundowi. Pytanie tylko - komu w Polsce?