Do tej pory zakładałem, że prędzej czy później Polska przejdzie na euro, a teraz okazuje się, że nie wiadomo czy zdążymy przed upadkiem wspólnej waluty. Na razie jest to dość mało prawdopodobny wariant, ale skoro taka malutka Grecja z udziałem PKB 2,6% w całej strefie euro tak trzęsie rynkiem, co się stanie w razie kłopotów Hiszpanii czy Włoch?
Wystarczy zerknąć na grafikę przygotowaną przez „The New York Times” i chwilę się nad nią zastanowić.
Co w takiej sytuacji?
Oczekiwałem, że nawet jeśli problemy z euro pogłębią się, i tak Polska będzie pukać od spodu pod dnem, a złoty będzie w takiej sytuacji słabszy.
Ten tydzień przekonuje o słuszności tej tezy i nawet słabe euro zyskało do złotego 20 groszy w bardzo krótkim czasu, większość ruchu wykonując w tym tygodniu.
Jednak pomysł, że EBC będzie przyjmował śmieciowe greckie obligacje jako zabezpieczenie rządowe oznacza, że zamiast dżumy wybieram cholerę i zamieniam w tym portfelu euro na chf.
Manewr jest o tyle prosty, że faktycznie posiadam na koncie walutowym te środki i po prostu będzie to wyłącznie zabieg księgowy, nie kasowy.
Zamieniam 1300 euro na 1860 franków (1300 x 1,4323 z zaokrągleniem w dół). Powinienem to zrobić już z miesiąc temu co najmniej, ale nie sądziłem, że sytuacja będzie aż tak dramatycznie się pogarszać.
Wcale nie jestem wielkim fanem CHF i tamtejszy bank centralny dwoi się i troi, żeby frank nie umacniał się, ale jednak lepsza waluta ze Szwajcarii niż z Grecji, Portugalii czy Hiszpanii …
W Europie najbardziej podoba mi się norweska korona, ale ze względu na spread między kupnem i sprzedażą oraz znikomą liczbę banków prowadzących w niej rachunki (Nordea i…?), nie bawię się w takie rzeczy.
A co z euro? Pójdzie na wydatki, między innymi wakacyjne.