czwartek, 22 października 2009

Nabici w mBank przegrali w sądzie

Od dłuższego czasu przyglądam się walce klientów mBanku z zarządem banku o oprocentowanie kredytów hipotecznych denominowanych we frankach szwajcarskich. Sporo ludzi mocno zaangażowało się w batalię – przykładem jest strona mStop, kampania reklamowa włącznie z billboardami. Mogę złośliwie zauważyć, że szkoda, że nikt tak gorliwie nie wczytywał się w umowę o kredyt podpisywaną na wiele lat.
Znalazł się w niej dla mnie absurdalny i nie do przyjęcia zapis, że oprocentowanie kredytu zależy od … decyzji banku, czyli jak prezes wpadnie rano na pomysł, że trzeba podnieść, to następną ratę masz wyższą. Sąd uznał dziś, że bank miał do tego prawo.

Pal sześć, jeśli bierzesz kredyt gotówkowy na zakup na raty iPhone’a czy niech to będzie nawet kredyt na samochód. Tu chodziło o kredyt hipoteczny, zazwyczaj o wartości kilkuset tysięcy złotych.

Naprawdę klienci według mnie wykazali się sporą naiwnością, bo zadziałał tu mit mBanku - fajnego banku, innego niż wszystkie, który ma wszystko lepsze niż pozostali: własne forum, lekarza-bankowca bratającego się z internautami, mRadę (o jacy jesteśmy fajni w tym BRE). Na dodatek rozdaje jakieś gadżety – kubki i coś tam jeszcze (nie pamiętam już), organizuje biegi czy jakieś tam zloty, w ogóle jest super, jersey i trendi.

Puk, puk. Proszę państwa to jest bank, który ma zarabiać pieniądze i nic dziwnego, że wykorzystał pierwszą lepszą okazję, aby o tym sobie przypomnieć.
Niestety zarząd BRE zapomniał, że od miłości do nienawiści jest tylko jeden krok i niedawni fani zamienili się w zaciekłych wrogów, wściekłych niczym zdradzona kochanka.

W końcu wyszło tak, ze wszyscy stracili – bank wizerunkowo, klienci pieniądze i nerwy.

A jaka płynie stąd nauka dla innych?

Jeżeli podpisujesz cyrograf z diabłem - którym nieomal jest wieloletnia umowa kredytu hipotecznego, dokładnie ją przestudiuj i nie żałuj tych paru złotych na poradę prawną w razie wątpliwości. Naprawdę nie warto być kolejnym nabitym w kredyt.