środa, 14 października 2009

Drożeją karty kredytowe, nie wpadnij w pułapkę


Niedawno kilkakrotnie dzwoniła do mnie pracownica jednego z dużych banków usiłując mi wcisnąć kartę kredytową. Za każdym razem jej odmawiałem, ponieważ zupełnie mi wystarcza obecna, a kuszenie rzekomym prestiżem związanym z kolorem tego kawałka plastiku czy dodatkowe ubezpieczenie i inne bonusy zupełnie na mnie nie działają. W końcu zapytałem wprost czemu tak na mnie naciska, skoro słyszy wyraźnie, że nie wykazuję zbyt wielkiej ochoty, na co odparła z dość rozbrajającą szczerością: „taki mamy plan sprzedaży do wykonania, a pan nie ma żadnego produktu kredytowego.”






No i tu znajduje się pułapka. Ludzie naiwnie sądzą, że pytając w banku czy doradcę finansowego o kredyt hipoteczny, kartę kredytową, fundusz inwestycyjny czy lokatę usłyszą rzetelną odpowiedź. Czasem tak bywa, ale zazwyczaj będą nas namawiali do tego, co mają promować zgodnie z zaleceniami przełożonych; ewentualnie do produktów z najwyższą prowizją dla nich samych.

Dla niektórych to truizm i oczywistość, ale znajdą się naiwni, którzy dadzą się zmanipulować. Niestety, trzeba wszystko dokładnie sprawdzać i po kilka razy pytać. Trochę życie ułatwia internet, gdzie możemy zrobić wstępne rozeznanie porównując różne oferty.

O ile w przypadku lokat jest to wystarczające, to kredyt, szczególnie hipoteczny wymaga bezpośredniej wizyty w banku, a najlepiej w kilku, aby poznać dokładne warunki w naszej konkretnej sytuacji.

Tymczasem, zgodnie z przewidywaniami, banki rekompensują sobie niższe zarobki na kredytach (chodzi o spadek dynamiki sprzedaży oraz wzrost ryzyka niespłaconego zadłużenia) podnoszeniem ich oprocentowania i dodatkowymi opłatami. Nie inaczej jest w przypadku kart kredytowych. W opublikowanym dzisiaj raporcie Open Finance znajdziemy konkretne przykłady banków, które podnoszą opłaty za użytkowanie, między innymi Citibank czy Polbank.

Tu można jakoś się jeszcze wywinąć przez odpowiednią liczbę transakcji.

Co ważniejsze, karta kredytowa znowu powoli staje się produktem trudniej dostępnym. Już nie wystarczy własne oświadczenie o dochodach, a poza tym banki podniosły minimalne progi wynagrodzeń potrzebne do otrzymania karty kredytowej.

Poza tym są karty brandowe i już nie kredytowe związane z jakimiś tam programami lojalnościowymi. Szczerze mówiąc, nigdy nie mam do tego głowy, chociaż tak naprawdę jeśli faktycznie korzystamy z danego sklepu czy stacji benzynowej tak czy siak, wtedy warto zapłacić kartą dającą jakieś tam punkty, ale tylko przy okazji, a nie jako cel sam w sobie.

Dochodzi jeszcze psychologia. Łatwiej wydaje się pieniądze, których nie widzimy. Dobrze wiedzą o tym w kasynie i nikt nam nie pozwala na grę banknotami czy monetami, tylko dostajemy jakieś kolorowe krążki. Co innego postawić czarny żeton na numer w ruletce, a co innego 100 zł.

Ten sam mechanizm działa na zakupach w centrum handlowym czy supermarkecie, szczególnie jeśli masz pod ręką na przykład kartę kredytową z limitem 10 000 zł. W takim wypadku nie martwisz się czy ci starczy pieniędzy i możesz wydać zdecydowanie więcej gdybyś był ograniczony gotówką w portfelu.

Pisałem o tym ponad rok temu i teraz nastąpiła mała zmiana: zacząłem więcej płacić kartami, głównie kredytową, choć przed każdym zakupem staram się choć chwilę zastanowić czy rzeczywiście jest mi dany towar potrzebny (pomaga prosta reguła odczekania kilku sekund).

Pilnuję terminów spłaty karty kredytowej i nawet coś tam zarabiam trzymając w międzyczasie środki na rachunku oszczędnościowym. Jednak szczerze mówiąc nie są to jakieś wielkie sumy i dla mnie karta kredytowa jest prędzej awaryjnym gadżetem potrzebnym na przykład na wakacjach za granicą.

Na koniec proponuję zastanowić się:
banki żyją z tych beztroskich klientów, którzy nie spłacają w całości salda karty kredytowej w terminie. Jeśli jesteś zdyscyplinowany, na pewno karta ułatwia życie. Jednak jeśli spłacasz co miesiąc tylko minimalną kwotę zadłużenia, najlepiej zrobisz jeśli spłacisz cały dług na karcie kredytowej na przykład kredytem odnawialnym, a samą kartę potnij nożyczkami przechodząc na zwykłą debetówkę. To prosty trik i dla niektórych zbawienny.