Komentując obecną sytuację na giełdzie Doug Kass stwierdził, że lepiej stracić okazję niż kapitał, odnosząc się do obecnych często mocno zawyżonych wycen amerykańskich akcji. Wypada zgodzić się z nim, że tak naprawdę większość rynku nie jest zbyt tania i głównie liczymy albo na spekulację, albo na szybkie powiększanie się zysków spółek w kolejnych latach. W to drugie dość trudno uwierzyć i przy kolejnych zakupach trzeba się mocno nagimnastykować, żeby znaleźć coś niezbyt drogiego i perspektywicznego.
Tymczasem S&P500 idzie wciąż do góry i wczoraj zaliczył kolejne maksimum 2009 roku w cenach zamknięcia na 1052,63 pkt. Tym razem zerknijmy na wykres w układzie miesięcznym. Próbując zgadywać potencjalny szczyt średnioterminowy można założyć dwa najbliższe ciekawe miejsca, czyli mniej więcej 1062 pkt, gdzie znajdziemy połowę świecy z października 2008 roku. Jest ona o tyle ważna, że wtedy zaczęła się na dobre wyprzedaż po bankructwie Lehman Brothers i wiele wskazuje na to, że S&P 500 wraca w tamte rejony.
Bardziej podoba mi się jednak obszar 1100-1121,44 pkt (mamy tu kilka istotnych oporów, w tym 50% zniesienia bessy). Potencjalnie stawiałbym, że Amerykanie mają szansę dolecieć tam w tym zrywie, choć sił im nieco brak. Jeszcze wyżej opór mamy około 1160 pkt (wszystkie wykresy powiększają się po kliknięciu w nie).
Niestety nasz rynek jest wyraźnie w innej fazie w ostatnich dniach. Jednak wbrew powszechnemu przekonaniu panującemu wśród wielu inwestorów Polska wcale nie zachowuje się aż tak źle na tle innych krajów przez cały czas, tylko teraz coś nam zabrakło pary. Być może z powodu rozgrywki na kontraktach, a może z powodu bezsensownej propagandy sukcesu, którą niedawno uprawiał nasz rząd?
Wystarczy powiedzieć, że Dow Jones 10 września 2001 roku (następnego dnia nie było sesji z powodu zamachów) zamknął się na 9605,61 punktów, a 8 lat później na 9605,41 pkt. Obrazek tutaj. Dla porównania WIG w tym samym czasie odpowiednio zanotował 12 861,21 pkt oraz 36 649,26 pkt, czyli nasza giełda urosła o blisko 185%. Tyle na temat wiecznie niezadowolonych.
Na bieżąco aktualizuję wykres WIG20 w komentarzach po sesji i jak ktoś chce zobaczyć taki w nieco dłuższym ujęciu, znajdzie we wczorajszym komencie (wykres nr 2).
Tym razem chciałbym jednak wskazać na WIG. Porównując go do S&P 500 zauważmy, ze już w sierpniu odrobiliśmy całość strat po Lehmanie.
Od tamtej pory po prostu czekamy na Amerykanów, a 12 września 2008 roku S&P 500 zamknął się na 1251,7 punktów i brakuje mu jeszcze 200 punktów. Czy tam dotrze w tej fali wzrostowej? Raczej nie.
Jednak póki obowiązuje trend wzrostowy, powinniśmy dobierać akcje na dołkach, czyli dla WIG byłoby to teraz 35 800 oraz około 35 000 punktów, a potem mniej więcej 32 400 oraz najciekawsze w wyliczance 29 400 pkt.
Wracając do początku wpisu przypominam, że lepiej stracić okazję niż kapitał i moje zakupy wciąż będą mocno wstrzemięźliwe, a tylko trochę ożywiłbym się właśnie gdzieś przy 29 400 pkt. Także dlatego, że zdesperowany Skarb Państwa powinien przynajmniej z jedną wielką ofertę IPO przygotować ze sporym dyskontem wobec aktualnych cen rynkowych i wtedy przyda się gotówka.