GPW jest pełna spółek-widm, które bankrutują lub są zagrożone bankructwem. Najnowszy przypadek mamy z wczoraj, kiedy po sesji ogłoszono upadłość likwidacyjną Monnari Trade. Oznacza to, że spółka za jakiś czas zniknie z notowań, ale na razie wkroczy syndyk i zacznie wyprzedawać majątek, aby zaspokoić wierzycieli. Trzeba pamiętać, że po nich są zobowiązania wobec pracowników i dopiero na końcu akcjonariusze, więc bardzo trudno określić czy cokolwiek i ile zostanie dla tych ostatnich. Znając polskie realia nie liczyłbym na wiele.
W ogóle historia Monnari Trade jest ciekawa z prezesem Banasiakiem (dla niego bankructwo to nie pierwszyzna np.: As-Line Venture w latach dziewięćdziesiątych) opowiadającym w mediach o zainteresowanych zagranicznych funduszach (CRG Capital pewnie wciąż przeprowadza due dilligence) – i jednocześnie sypiącym akcjami bez opamiętania. Teoretycznie był zmuszony przez pękające lewary w bankach, ale jeśli te jego historyjki były prawdziwe, mógł przecież spłacać kredyty gotówką, a cenne akcje swojej spółki dalej trzymać.
Każdy jednak widział, że i nawet na takich trupach widać różne rajdy. Pytanie czy da się na nich zarabiać i jak to robić?
Grę na bankrutach możemy nieco porównać do instrumentów pochodnych, bo łatwo stracić znaczną część kapitału i to czasem w 1-2 dni. Z tego powodu sądzę, że tylko inwestorzy czy spekulanci akceptujący naprawdę wysokie ryzyko powinni w ogóle rozpatrywać tego rodzaju zabawę.
Poza tym nie powinni i tak przekraczać 5-10% łącznego zaangażowania portfela w tego typu akcje.
Kolejny warunek to potencjalnie wysoki zysk, przekraczający 100% - tak, ryzykując wiele, nie można zadowolić się 10 czy 20% zarobku (są wyjątki). Jeśli widzisz taką szansę, możesz próbować.
Zwykle wybicie jest gwałtowne i krótkie. Z tego powodu trzeba pilnować notowań jak na wspomnianym Monnari:
Ogólnie moim zdaniem gra na bankrutach nie jest przeznaczona dla początkujących, tylko dla znacznie bardziej zaawansowanych graczy. Takie walory są omijane przez fundusze i stąd łatwo manipulować ich kursami. Z tego powodu cwani gracze podpuszczają naiwnych na różnych forach internetowych i chcę wszystkich amatorów szybkich zysków przed tym przestrzec.
Na bankrutach można zarabiać jak najbardziej, ale trzeba trzymać się powyższych zasad, czyli po zdobyciu niezbędnego doświadczenia giełdowego potrzebnego do trzeźwej oceny sytuacji, przy zaangażowaniu niewielkiej części kapitału oraz pod warunkiem bardzo uważnego monitorowania stanu pozycji.
Sam robię to rzadko, ale nigdy nie mówię nigdy –na przykład Toora w lutym 2008 z dość symbolicznym, ale zawsze zarobkiem. Toory już nie ma od dawna na GPW. Czemu zamknąłem od razu? Toora była w ten sposób podbijana i wysypywana, więc pod to była zagrywka i nie udało mi się z tego za wiele wyciągnąć.
Teraz mam znacznie mniej czasu na takie zabawy, ale niczego nie wykluczam.