piątek, 22 sierpnia 2014

Oto lekarstwo na marazm giełdowy i szaleństwa tłumów

Na czwartkowej sesji amerykański indeks akcji S&P 500 po raz kolejny ustanowił rekord wszech czasów i szybko zbliża się do okrągłej bariery (?) 2000. punktów. Brakuje zaledwie kilku punktów.

Oczywiście wiele osób ostrzega przed puchnącą bańką spekulacyjną (niektórzy już od lat), ale może lepiej trzymać się długoterminowego trendu wzrostowego i nie zgadywać na siłę szczytów i dołków? 

Zupełnie inaczej wygląda sytuacja na warszawskiej giełdzie, gdzie od kilku miesięcy panuje marazm. Na plus należy zapisać obronę poziomu 50 tys. pkt przez WIG. Jednak nie ma co się oszukiwać - jak do tej pory, w 2014 roku możemy mówić co najwyżej o ruchu bocznym.

Kliknij wykres, aby powiększyć
Oczywiście w przypadku poszczególnych spółek stopy zwrotu są mocno zróżnicowane - znajdziemy zarówno takie jak JSW (-36,9% w 2014 r.), jak też Elzab (+171,2%).

Nie zmienia to dość smętnego obrazu GPW.

A jakie jest lekarstwo na marazm giełdowy?


Zanim odpowiem na to pytanie, pozwolę sobie na zaprezentowanie interesującej grafiki:
Kliknij, aby powiększyć (źródło: NovelInvestor.com)
Zachęcam też do zapoznania się z jej interaktywną wersją.

Co z niej wynika?

Szalenie trudno jest odgadnąć, która grupa aktywów będzie zachowywać się dobrze w kolejnym roku - stopy zwrotu są bardzo zmienne (poza gotówką i jej ekwiwalentami).

Dlatego, chociaż w bardzo długim terminie akcje reprezentowane przez indeks S&P 500 przynoszą średni roczny zysk ponad 9%, nie tylko może przytrafić się taki rok jak 2008 ze spadkami o 37%, który zapewne wielu ludzi zniechęcił do giełdy na zawsze, ale na dodatek przy nieszczęśliwym wyborze momentu wejścia na rynki nasza wieloletnia stopa zwrotu będzie zdecydowanie niższa, niż ta wskazywana jako benchmark średnia roczna ok. 9% (tu można pobawić się z bazą danych od 1871 roku).

Kliknij, aby powiększyć (źródło: Richard Bernstein Advisors)
 
Nie inaczej jest w Polsce.

Średnia roczna stopa zwrotu z indeksu WIG za ostanie 15 lat wynosi ok. 8 procent, ale w poszczególnych latach prezentuje się ona diametralnie różnie.

Z tego powodu osoby, które nie są profesjonalnymi traderami/inwestorami muszą się przygotować na zmienność, przede wszystkim mentalnie, ale nie tylko.

Lekarstwem na obecny marazm polskiego rynku, który zwykle przechodzi później w różne fazy maniakalno-depresyjne, jest budowa zdywersyfikowanego portfela, rozumianego zupełnie inaczej niż zbiór akcji kilku-kilkunastu spółek.

Powinien on zawierać nie tylko akcje i związane z nimi instrumenty, ale także lokaty (obecnie dające wysoką premię nad inflacją), obligacje, nieruchomości, waluty itd. i odzwierciedlać nasz indywidualny profil ryzyka.

Moim zdaniem, należy ciągle szukać złotego środka, którym raczej nie jest trzymanie wszystkich środków wyłącznie w jednej klasie aktywów.

W ten sposób znacznie łatwiej okiełznać kaprysy rynków i własne emocje oraz zyskać perspektywę długoterminową w stosunku do naszych inwestycji. Tej perspektywy zupełnie nie widać nie tylko w rozmowach z amatorami, ale także z osobami związanymi profesjonalnie z inwestowaniem.

Dlatego zamiast tracić czas na czytanie komentarzy giełdowych, których autorzy zwykle zmagają się z jałowym objaśnieniem niemal każdego tiku na wykresie, proponuję chwilę pomyśleć nad całym swoim portfelem, nie tylko akcjami czy jednostkami funduszy inwestycyjnych.