środa, 23 kwietnia 2014

OFE są już martwe. Co dalej?

Ministerstwo Finansów szacuje, że tylko 20 procent Polaków pozostanie w OFE. Te prognozy wyglądają  i tak bardzo optymistycznie, ponieważ do 18 kwietnia deklarację w ZUS złożyło zaledwie 31,7 tys. osób, czyli niecałe... 0,2 proc. uprawnionych.

Większość ludzi odkłada takie decyzje na ostatnią chwilę. Jednak trudno uwierzyć w masowy szturm na oddziały ZUS (wliczając w to ten wirtualny), na dodatek w środku sezonu wakacyjnego - zastosowanie znanej z finansów behawioralnych prostej sztuczki psychologicznej przynosi podobne rezultaty w różnych krajach.

O co chodzi?


Przedstawiałem ją na blogu dwa miesiące temu.




Kontrowersyjny temat, jakim jest oddawanie po śmierci organów wewnętrznych przez zmarłych dla ratowania życia innym, wymaga poważnego zastanowienia. W takiej sytuacji ludzie generalnie czują się nieswojo i wiele zależy od odpowiedniego przedstawienia problemu.

W Niemczech musisz sam zadeklarować, czy zgadzasz się na oddanie organów po śmierci. W Austrii dzieje się dokładnie odwrotnie, czyli jeśli nie zaprotestujesz, stajesz się dawcą z automatu.

Jaki jest tego rezultat?


Jak twierdzi Benartzi, w Niemczech istnieje poważny problem z dawcami, a w Austrii praktycznie on nie występuje.

W takim razie łatwo wywnioskować, że gdyby ludzie musieli deklarować chęć przeniesienia się z OFE do ZUS, wyniki byłyby zupełnie inne.

W przypadku OFE sprawę komplikuje fakt, że opinia publiczna generalnie nie darzy ich sympatią, tak jak całej branży finansowej, co spotęgował kryzys po upadku Lehman Brothers i wprowadzona nowa doktryna - bankierzy inkasują premię w przypadku sukcesu, a jak się nie uda, otrzymują pomoc państwową i też wychodzą na swoje.

Dorzućmy do tego ustawowy zakaz reklamowania OFE oraz najważniejszą rzecz - walka toczy się o raptem hipotetyczne kilkadziesiąt złotych więcej przyszłej emerytury, która i tak w całości będzie wypłacana przez ZUS.

Dlatego cała debata ma wymiar symboliczny, jeśli chodzi o wysokość twojej przyszłej emerytury.Tak samo jak symboliczna dla wielu osób jest deklaracja pozostania w drugim filarze jako wyraz sprzeciwu wobec majstrowania przy emeryturach przez polityków.

I tak ważniejsze jest zmobilizowanie się do konkretnego działania, a kilka sposobów prezentowałem niedawno na blogu.

No dobra, OFE są już praktycznie martwe. I co dalej?

Ten biznes będzie bardzo wątpliwy dla zarządzających OFE PTE. Już w ubiegłym roku dwa PTE znalazły się na minusie, a cały sektor zanotował ujemny czwarty kwartał:

Najwięcej do stracenia ma największe OFE, należące do ING (ponad 3 mln członków). Przy spadku wysokości prowizji i masowym odpływie obecnych uczestników systemu, perspektywy jawią się bardzo kiepsko, co oznacza dodatkowy problem dla GPW.

Sam "suwak", czyli stopniowe przenoszenie środków z OFE do ZUS, może generować dodatkową podaż akcji w okolicach nieco powyżej 300 mln zł miesięcznie. Wydaje się to niewiele, ale kto miałby odbierać te akcje? Zwłaszcza, kiedy wiesz, że w kolejnym miesiącu znowu będzie promocja, i w następnym, i w kolejnym... - podobny mechanizm do deflacji, kiedy nikt nie chce kupować, bo przecież będzie taniej.

Jak to może wyglądać?

Pod poprzednim artykułem Tomek zadał takie pytanie:

"Witam,

Co sądzicie o Elbudowie? Jestem "w pobliżu" tej spółki i wiem, jak wygląda jej portfel, oraz jak wyglądają jej realizowane kontrakty i z podziwu wyjść nie mogę, że lecą na łeb na szyję?"

Zerknijmy na wykres i sprawdźmy, co się działo w ostatnich miesiącach:

Kliknij, aby powiększyć
Od jesieni spółka dynamicznie spada. Nie będę teraz zajmował się jej szczegółową analizą, tylko przypomnę zestawienie spółek z największym udziałem OFE w akcjonariacie na koniec 2013 roku:


To nie musi być główna przyczyna przeceny, ale spółki zdominowane przez OFE stają się towarem nie do końca pożądanym przez inwestorów dyskontujących ewentualną wyprzedaż w przyszłości.

Kto może stanąć po drugiej stronie i odbierać towar?

Wszystkie polskie akcyjne TFI zgromadziły raptem 30,5 mld zł w akcjach, a mieszane 21 mld zł. Tylko hossa i chciwość przyciągnie zniechęconych od lat drobnych, czyli WIG musiałby z impetem wybić się z kilkumiesięcznej konsolidacji i przebić 55 tys. pkt:

Kliknij, aby powiększyć.
Aby tak się stało, potrzebujemy silnych zagranicznych rąk. Czy zagranica skusi się na polskie akcje przy obecnych wycenach?

Tego nie wiem. Na razie bronimy się przed spadkami, całkiem nieźle - zielona kreska na wykresie powyżej wciąż daje nadzieję.

A co jeśli czeka nas bessa?

Wcale nie widzę powodów do zmartwień. Wtedy będzie można spokojnie wybierać wśród przecenionych spółek zupełnie bez pośpiechu. W przeciwieństwie do 2009 roku, kiedy rynki po gwałtownym spadku równie dynamicznie odbiły, nie dając czasu na spokojną akumulację.