Ministerstwo Finansów szacuje, że tylko 20 procent Polaków pozostanie w OFE. Te prognozy wyglądają i tak bardzo optymistycznie, ponieważ do 18 kwietnia deklarację w ZUS złożyło zaledwie 31,7 tys. osób, czyli niecałe... 0,2 proc. uprawnionych.
Większość ludzi odkłada takie decyzje na ostatnią chwilę. Jednak trudno uwierzyć w masowy szturm na oddziały ZUS (wliczając w to ten wirtualny), na dodatek w środku sezonu wakacyjnego - zastosowanie znanej z finansów behawioralnych prostej sztuczki psychologicznej przynosi podobne rezultaty w różnych krajach.
O co chodzi?
Przedstawiałem ją na blogu dwa miesiące temu.
Kontrowersyjny temat, jakim jest oddawanie po śmierci organów wewnętrznych przez zmarłych dla ratowania życia innym, wymaga poważnego zastanowienia. W takiej sytuacji ludzie generalnie czują się nieswojo i wiele zależy od odpowiedniego przedstawienia problemu.
W Niemczech musisz sam zadeklarować, czy zgadzasz się na oddanie organów po śmierci. W Austrii dzieje się dokładnie odwrotnie, czyli jeśli nie zaprotestujesz, stajesz się dawcą z automatu.
Jaki jest tego rezultat?
Jak twierdzi Benartzi, w Niemczech istnieje poważny problem z dawcami, a w Austrii praktycznie on nie występuje.
W takim razie łatwo wywnioskować, że gdyby ludzie musieli deklarować chęć przeniesienia się z OFE do ZUS, wyniki byłyby zupełnie inne.
W przypadku OFE sprawę komplikuje fakt, że opinia publiczna generalnie nie darzy ich sympatią, tak jak całej branży finansowej, co spotęgował kryzys po upadku Lehman Brothers i wprowadzona nowa doktryna - bankierzy inkasują premię w przypadku sukcesu, a jak się nie uda, otrzymują pomoc państwową i też wychodzą na swoje.
Dorzućmy do tego ustawowy zakaz reklamowania OFE oraz najważniejszą rzecz - walka toczy się o raptem hipotetyczne kilkadziesiąt złotych więcej przyszłej emerytury, która i tak w całości będzie wypłacana przez ZUS.
Dlatego cała debata ma wymiar symboliczny, jeśli chodzi o wysokość twojej przyszłej emerytury.Tak samo jak symboliczna dla wielu osób jest deklaracja pozostania w drugim filarze jako wyraz sprzeciwu wobec majstrowania przy emeryturach przez polityków.
I tak ważniejsze jest zmobilizowanie się do konkretnego działania, a kilka sposobów prezentowałem niedawno na blogu.
No dobra, OFE są już praktycznie martwe. I co dalej?
Ten biznes będzie bardzo wątpliwy dla zarządzających OFE PTE. Już w ubiegłym roku dwa PTE znalazły się na minusie, a cały sektor zanotował ujemny czwarty kwartał:
Najwięcej do stracenia ma największe OFE, należące do ING (ponad 3 mln członków). Przy spadku wysokości prowizji i masowym odpływie obecnych uczestników systemu, perspektywy jawią się bardzo kiepsko, co oznacza dodatkowy problem dla GPW.
Sam "suwak", czyli stopniowe przenoszenie środków z OFE do ZUS, może generować dodatkową podaż akcji w okolicach nieco powyżej 300 mln zł miesięcznie. Wydaje się to niewiele, ale kto miałby odbierać te akcje? Zwłaszcza, kiedy wiesz, że w kolejnym miesiącu znowu będzie promocja, i w następnym, i w kolejnym... - podobny mechanizm do deflacji, kiedy nikt nie chce kupować, bo przecież będzie taniej.
Jak to może wyglądać?
Pod poprzednim artykułem Tomek zadał takie pytanie:
"Witam,
Co sądzicie o Elbudowie? Jestem "w pobliżu" tej spółki i wiem, jak wygląda jej portfel, oraz jak wyglądają jej realizowane kontrakty i z podziwu wyjść nie mogę, że lecą na łeb na szyję?"
Zerknijmy na wykres i sprawdźmy, co się działo w ostatnich miesiącach:
Kliknij, aby powiększyć |
To nie musi być główna przyczyna przeceny, ale spółki zdominowane przez OFE stają się towarem nie do końca pożądanym przez inwestorów dyskontujących ewentualną wyprzedaż w przyszłości.
Kto może stanąć po drugiej stronie i odbierać towar?
Wszystkie polskie akcyjne TFI zgromadziły raptem 30,5 mld zł w akcjach, a mieszane 21 mld zł. Tylko hossa i chciwość przyciągnie zniechęconych od lat drobnych, czyli WIG musiałby z impetem wybić się z kilkumiesięcznej konsolidacji i przebić 55 tys. pkt:
Kliknij, aby powiększyć. |
Tego nie wiem. Na razie bronimy się przed spadkami, całkiem nieźle - zielona kreska na wykresie powyżej wciąż daje nadzieję.
A co jeśli czeka nas bessa?
Wcale nie widzę powodów do zmartwień. Wtedy będzie można spokojnie wybierać wśród przecenionych spółek zupełnie bez pośpiechu. W przeciwieństwie do 2009 roku, kiedy rynki po gwałtownym spadku równie dynamicznie odbiły, nie dając czasu na spokojną akumulację.