środa, 6 marca 2013

Co robić z kasą? A może jednak wrócić na giełdę?!

W okresie szybko spadających stóp procentowych i słabego popytu na wszelkiego rodzaju kredyty atrakcyjność lokat gwałtownie spada. Sam ratuję się trochę przez SKOK-i i ich wyższe oprocentowanie (więcej o lokatach i kontach tutaj).

Jednak dla wielu osób problem wydaje się poważny.  Co istotne, strach przed giełdą i rynkami kapitałowymi wcale nie maleje, co potwierdza struktura obrotów na polskim rynku:


Indywidualni tak bardzo poparzyli się na krachu w 2008 roku, że do dziś w powszechnym odczuciu giełda dla wielu osób stała się synonimem szulerni (poniekąd czasem słusznie - vide aktualny stan NewComedy).

A przecież w zeszłym roku WIG przyniósł aż 26 procent zysku, a WIG20 ponad 20 procent. Gdzie tkwi problem?

Między innymi w tym, na co wskazał Trystero: mediana (środkowa wartość) stopy zwrotu dla badanych przez niego 352 spółek z polskiego rynku za ostatnie 4 lata wynosi zaledwie 19,6 proc. czyli średniorocznie mamy tu zysk poniżej 5 proc. Bezstresowo można było więcej zarobić na lokacie.

Tymczasem suchy wynik indeksów (dla WIG-u prawie 120 proc przez 4 lata) mocno zafałszowuje prawdziwy obraz wyników portfela przeciętnego inwestora. Oczywiście, niemal każdy z nas jest przekonany, że nie jest żadnym średniakiem, tylko jednostką wybitną, także na giełdzie (sprzyja temu pozycja eksperta w zupełnie innej dziedzinie - na przykład lekarza czy ekonomisty). W końcu nawet Buffett przyznał się w tym roku do porażki (fakt, ze kokietuje, bo przecież jest na plusie, a jedynie ma wynik gorszy od indeksu S&P 500).

Jednak tu zalecałbym dużą ostrożność, dopóki fakty nam tego nie potwierdzą, a i w takim przypadku sporą rolę może odegrać niedoceniane szczęście (w hossie można zarabiać także na sygnałach z brzucha czy wysyłanych z Marsa).

Jeśli masz swoją sprawdzoną strategię, zapewne nie musisz się mobilizować przez tego rodzaju wpisy, jak ten mój.

Natomiast mogę coś zaproponować osobom, które chciałyby i się boją, niczym Amerykanie, którzy po pobiciu wczoraj przez indeks Dow Jones rekordu  wszech czasów wciąż pozostają w blokach startowych:

Strach uzasadnia zapewne ten nieszczęsny 2008 rok i w dużo mniejszej skali 2011:


Biorąc pod uwagę fakt, że indeks pokazuje rzeczywistość w silnie różowym świetle, zapewne wielu ma jeszcze jakieś fundusze wciśnięte im na górce w 2007 roku, czy też różne "okazyjnie" kupowane śmieci.

Jednak w analizie finansowej najlepiej nie kierować się sentymentami, ani ciągle wracać do poniesionych kiedyś strat.

Wiele wskaźników fundamentalnych i technicznych mówi mi, że rośnie prawdopodobieństwo kontynuacji wzrostów na GPW.

Jak wysokich? Nie ośmielam się prognozować, tym bardziej, że moja prognoza jest dla mnie samego nieistotna - mogę zmienić na przykład zdanie za 2 tygodnie i wcale się tym nie przejmuję.

Trochę intryguje mnie tak dokładne odwrócenie trendu równo z początkiem roku na dość łagodnie spadkowy, ale możliwe, że teraz nadeszła pora, aby kupić samodzielnie akcje, albo dla osób, które mają nieco mniej czasu coś pośredniego.

Jedna z propozycji to ETFW20L, odwzorowujący ruch indeksu WIG20:


Aby kupić te jednostki, potrzebny jest dowolny rachunek maklerski.

Alternatywnie rozważyłbym fundusz akcji (nie zrównoważony czy inny dziwoląg).

Od razu trzeba jednak wziąć odpowiedzialność za swoje inwestycje i proponuję wyznaczyć sobie poziom wyjścia w razie pomyłki.

Przykład:

Posiadam 100 tys. zł. 60 tys. zł trzymam na lokatach i kontach oszczędnościowych,  za 40 tys. zł chcę zaryzykować, więc kupuję jednostki funduszu akcji X. 

Ile mogę stracić w tej transakcji?

Standardowo nie powinno to być więcej niż 1-5 proc. płynnego kapitału, czyli (maksymalnie 5 tys. zł ze 100 tys. zł). Oczywiście można założyć od razu mniejszą maksymalną stratę, ale trzeba uważać, żeby linia obrony nie była za bliska i nie wyrzuciła nas z rynku przy minimalnej korekcie.

Jeśli przyjęlibyśmy mniej więcej środkową wartość, czyli 2,5 proc. (2500 zł), to dla naszego przypadku mamy 2500/40000 zł= 6,25 proc., czyli spadek wartości jednostek uczestnictwa o tyle musi oznaczać automatyczne zamknięcie inwestycji i przerwę od rynku akcji.

Dodam tylko, że jeśli chcesz stale udowadniać swoją rację, nie potrafisz ciąć strat, albo się ich panicznie boisz, nie trać czasu na rynki kapitałowe i zajmij się czymś pożyteczniejszym.