wtorek, 8 marca 2011

Cash is trash, czyli gdzie jest cukier?

Czasami odwiedzam dyskonty i ostatnio w "Biedronce" ujrzałem kartkę "Brak cukru". Można sobie od razu przypomnieć czasy PRL-u (jako bonus na końcu filmiku ekspert od giełdy z TVP):



Podobny fenomen obserwowany jest w wielu miastach w całej Polsce, gdzie ceny cukru lekko oderwały się od poprzedniej rzeczywistości.

Nie zajmuję się produkcją bimbru, ani nawet nie słodzę herbaty, więc jest mi to dość obojętne, ale po cichu nadal obstawiam hossę rolną i mam trochę akcji Agrotonu (100) i Agroligi (30). A pozostając przy tematyce cukru- bardzo ładnie prezentuje się ten rajd skorelowany z kursem innej spółki na A (też z Ukrainy), czyli Astarty:


Nie bardzo orientuję się jaka jest rentowność produkcji bimbru, ale z wykresu jednoznacznie wynika, że za ostatni rok znacznie lepiej przedstawiała się inwestycja w akcje Astarty niż WIG20 czy WIG. Po cichu liczę, że rolne spółki nadal będą dobrze sobie radzić, ponieważ nie wierzę, że za wzrostami cen stoi susza/powódź/spisek grupy Bilderberg czy premier Tusk.

Bardziej pasuje mi teza, że quantitative easing - broń masowego zniszczenia/lek pobudzający gospodarkę (niepotrzebne skreślić) stosowany przez Bank Rezerwy Federalnej.

Już teraz przebąkuje się o kolejnym QE. No to będzie ich tyle aż balony pękną z hukiem, przed czym ostrzega wielu realistów/pesymistów:



Niestety, wygląda na to, ze "cash is trash", czyli lepsze akcje średniej spółki niż kiepska waluta włożona na marny procent do banku. Największe zarobki są przecież w ostatniej fazie pompki, kiedy za cebulkę tulipana można kupić dom. Trzeba tylko się pilnować, żeby w porę ją sprzedać, zanim wróci do realnej wartości.