środa, 18 grudnia 2013

Miały pokonać lokaty, a przynoszą...

Miały pokonać lokaty, a przynoszą straty.  

Fot. hotblack/stock.xchng



















O co chodzi? O obligacje korporacyjne.

W tej sprawie pisało do mnie ostatnio kilku Czytelników, którzy mają problem z odzyskaniem zainwestowanych  pieniędzy. Dlatego pora znowu zająć się tematem.

W teorii tego typu papiery powinny być przeznaczone dla osób, których nie zadowalają lokaty i niekoniecznie mają czas na śledzenie na bieżąco notowań giełdowych i wieści z rynku, ale chciałyby zarobić trochę więcej kosztem minimalnie zwiększonego ryzyka (podkreślmy minimalnie).

Od jesieni 2009 roku działa w Polsce rynek obligacji GPW Catalyst, który chwali się dynamicznym rozwojem:

Kliknij, aby powiększyć (źródło: GPW Catalyst)














Parafrazując słowa Kazimierza Górskiego po klęsce piłkarzy w 2002 roku na mundialu w Korei Płd. i Japonii, nie sposób jednak nie zadać prostego pytania:  - Skoro jest tak dobrze, czemu jest tak źle?


W przed chwilą przywołanym raporcie trzeba dobrze pogrzebać, aby odszukać ten trudny i bolesny wątek na stronie 42. Czytamy tam między innymi:

"Większość defaultów* na Catalyst miała miejsce po 27 października 2012 roku. Od tego czasu aż 27 serii obligacji wyemitowanych przez 15 podmiotów okazało się mieć problemy z dotrzymaniem warunków emisji." Co więcej, zaznacza się, że w analizie nie uwzględniono dwóch serii obligacji Ganta o wartości 48 mln zł.

*default - tu: złamanie warunków emisji i niewypłacenie odsetek i/lub kapitału, czy opóźnienie wypłaty

Na końcu znajduje się inna ciekawa informacja: w pierwszych trzech latach działania rynku średni udział problematycznych emisji wynosił 4,44 proc., a obecnie skoczył aż do 9,39%.

Jak te procenty wyglądają w oczach konkretnych ludzi? Wystarczy zajrzeć na forum GPW Catalyst na Stockwatch.pl. W wielu przypadkach początkowy entuzjazm zamienił się w smutek i rozgoryczenie. I cały czas płyną na rynek newsy tego typu, jak ten z wczoraj.

W tym miejscu zastanawiam się, czy nie mamy do czynienia z podobnym problemem, jak na NewConnect, gdzie wielu cwaniaków znalazło sobie łatwy sposób na zebranie pieniędzy od naiwnych inwestorów wierzących w gruszki na wierzbie. Tak, są tam i ciekawe spółki, ale jak je odróżnić od tych złych, skoro podają niewiele informacji i znajdują się w początkowej fazie rozwoju? Obiecać można wszystko.

Podobnie niepokojące zjawiska obserwujemy na Catalyst. Teoretycznie powinno być tak, że (w dużym skrócie) spółka nie chce zaciągać drogiego kredytu w banku i woli pożyczyć taniej pieniądze od inwestorów, którzy w zamian zyskają więcej niż na lokacie. Jednak często bywa zupełnie inaczej: bank odmawia spółce udzielenia kredytu i poszukujący na gwałt pieniędzy zarząd firmy w akcie desperacji kusi obligacjami z wysokimi odsetkami. I zwykle znajduje amatorów atrakcyjnego oprocentowania.  Biegli w tym fachu wiedzą, żeby stosować taktykę Madoffa - nie proponować za dużo, aby nie wzbudzić podejrzeń.

Pewnie jeszcze trochę czasu upłynie, zanim rynek się wyreguluje (czytaj - trochę ludzi straci pieniądze i drugi raz nie da się łatwo nabrać).

Dlatego wypada mi przyznać rację Kamilowi Gemrze, który w wywiadzie udzielonym Radosławowi Chodkowskiemu, opublikowanym na blogu Humanista na Giełdzie powiedział między innymi tak:

- Moim zdaniem inwestorowi indywidualnemu jest niezwykle trudno zdywersyfikować portfel obligacji, co może wykazać prosta matematyka. Chcąc zarobić 8% netto, musimy kupić 12 różnych obligacji, aby wyjść na zero w przypadku niewykupienia tylko jednej z serii. Z racji kosztów transakcyjnych nie kupimy po jednej obligacji, ale po kilka, a zatem 12 razy kilka tysięcy złotych daje nam portfel o wielkości ok. 40-50 tys. zł. Z drugiej strony obserwowanie dwunastu różnych pozycji może nie być wcale takie proste dla inwestora indywidualnego. Dlatego też można powiedzieć, że zdywersyfikowanie indywidualnego portfela jest na rynku Catalyst bardzo trudne, niekiedy nawet niemożliwe.

Jakie w takim razie nasuwa się rozwiązanie?

Logika podpowiada - może wybrać jakiś specjalistyczny fundusz? Rozproszy ryzyko i przy okazji coś nam zarobi.

Na tym rozumowaniu sam poległem. Kilka razy pisałem na blogu o subfunduszu Copernicus Dłużnych Papierów Korporacyjnych jako alternatywie dla samodzielnych zakupów obligacji korporacyjnych. Tymczasem w zeszłym tygodniu w związku z masową ucieczką klientów zarząd TFI ogłosił dwutygodniowe wstrzymanie odkupywania jednostek subfunduszu na dwa tygodnie. Wczoraj posunął się jeszcze o krok dalej i poinformował, że złożył wniosek do KNF o wstrzymanie wypłat na okres aż dwóch miesięcy.

Niepokojących sygnałów padło wiele, w tym aż trzy wysokie kary nałożone przez KNF na TFI Copernicus  w ostatnim czasie (łącznie za 1,5 mln zł), czy fatalna opinia audytora przy sprawozdaniu za pierwsze półrocze 2013 r. (do pobrania na stronie Analizy Online).

Jednak nie jestem pewien, czy każda osoba kupująca jednostki funduszy dokładnie patrzy na ręce zarządzającym. Podejrzewam, że nie.

Na dodatek Copernicus wcale nie należy do rzadkich wyjątków. Podobne przykre niespodzianki spotkały choćby ludzi, którzy powierzyli swoje środki funduszom Idea Premium czy DWS Płynna Lokata. W 2009 roku jednego dnia tąpnął Skarbiec Gotówkowy, kiedy okazało się, ze miał w portfelu obligacje Reportera.

Swoją drogą, czy to jest w porządku nazwać fundusz "gotówkowy" czy "pieniężny" i pakować do niego ryzykowne papiery? W Polsce najwidoczniej tak.

Przy okazji pomyślmy - jeśli wpadki przydarzają się profesjonalistom głęboko siedzącym w temacie obligacji i stale śledzącym rynek, jakie szanse ma Kowalski, którego absorbuje praca i rodzina? Bardzo średnie.

Kto wybiera święty spokój, zapewne lepiej wyjdzie na lokatach. A jeśli przy obligacjach korporacyjnych tak gwałtownie wzrosło ryzyko, może lepiej po prostu walczyć o wyższą stopę zwrotu bezpośrednio na akcjach?

Tu też życie bywa bardzo przewrotne i zobaczcie, jak pięknie wstrzeliłem się w tegoroczny szczyt na rynku akcji:

Kliknij, aby powiększyć














Dzień po publikacji rynek porzucił dziecko hossy i zaczął spadki. Z tego powodu ciągle zachęcam do samodzielnej analizy, tym bardziej, że sam swoich prognoz nie biorę do końca na poważnie (w tym sensie, że mało się do nich przywiązuję).

A jeśli ktoś z Was inwestował lub inwestuje w obligacje korporacyjne, czy fundusze tego typu, zapraszam do podzielenia się doświadczeniami w komentarzach.