sobota, 6 lipca 2013

"Euro podzieli los złota..."

Po pewnym uspokojeniu wrócił strach o dalsze losy wspólnej europejskiej waluty związany z napięciem w Portugalii czy słabą kondycją wielu gospodarek (na przykład irlandzka kurczy się od trzech kwartałów).

Fot. sxc.hu



















Michael Bordo i Harold James pokusili się o dokonanie historycznego porównania obowiązującego do 1914 roku standardu złota do euro. W obydwu przypadkach mamy do czynienia ze sztywnym kursem walutowym oraz (przynajmniej teoretycznie) reżimem fiskalnym i monetarnym (ostatnie luzowanie ilościowe trochę tu zgrzyta).

Standard złota posiadał dodatkowy wentyl bezpieczeństwa - w razie poważnego kryzysu czy wojny dane państwo mogło się ratować dewaluacją waluty. Tego mechanizmu brakuje w strefie euro, o czym boleśnie na własnej skórze przekonali się choćby Grecy.

Tymczasem wybuch I wojny światowej doprowadził do sytuacji, że standard złota został praktycznie zarzucony (wydatki związane z wojną były nie do udźwignięcia bez istotnej dewaluacji waluty).

Dlaczego w takim razie euro miałoby przetrwać, nie posiadając takiego mechanizmu?

Czas przyniesie nam odpowiedź i na pewno warto zwrócić uwagę na fakt, że od ponad pięciu lat, pomimo wielu fal płynących w przeciwną stronę (część z nich sztucznie wywołują banki, w tym centralne), euro systematycznie słabnie (kolejne szczyty fal wzrostowych znajdują się coraz niżej):


Strategia do przetestowania - gra przeciw euro ze stosunkowo bliskim stopem po rozpoczęciu cofania się z kolejnego wierzchołka ruchu średnio-, krótkoterminowego.

Zauważmy też rekordowy w tym roku kurs dolara do złotego. Dawno nie widzieliśmy 3,35...


Nie jesteśmy wyjątkiem i w tym roku waluty rynków wschodzących radzą sobie bardzo słabo.

Podobnie jak złoto, srebro i wiele surowców.

W przypadku złota pewne nadzieje na zatrzymanie spadków możemy wiązać z obszarem w okolicach 1180 dolarów (cena futures):

Nie tylko wyrysowało się tu minimum w ubiegłym miesiącu, ale wcześniej zatrzymały wzrosty w 2009 roku, a potem zamieniło się we wsparcie w 2010. Jeśli do końca wakacji złoto dałoby radę się utrzymać w tym rejonie, w połączeniu z sezonową siłą we wrześniu tworzy jakiś tam pomysł na jesienną spekulację na zwyżkę.

Natomiast intryguje fakt, że Bank Rezerwy Federalnej z pomocą wielkich banków inwestycyjnych dokonał prawdziwego majstersztyku. Przekonał prawie cały świat, ze prawdziwym królem jest dolar (ewentualnie amerykańskie akcje).

Nie złoto, nie srebro ale ten zielony banknocik.

Fot. sxc.hu




















Teraz wystarczy odpowiednio nakręcić histerię na spirali deflacyjnej, aby zamienić te dolary na realne dobra po wyjątkowo niskiej cenie. Podoba mi się taka teoria spiskowa, a Wam?