Zastanawiam się gdzie leży granica między przyzwoitością, a nikczemnością. Może jest jeszcze jakaś szara strefa?
O co chodzi?
Po katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem część ludzi zaczęła myśleć jak na tym da się zarobić i tu właśnie odczuwam co najmniej dyskomfort.
Coś podobnego pamiętam z 11 września 2001 roku, kiedy widziałem atak na WTC niemal na żywo i oczywiste było otwieranie esek na futures, a jednak wtedy dałem sobie spokój z handlem.
Teraz dramatyzm wydaje mi się nieco inny, ponieważ na szczęście decyzje trzeba podejmować już po fakcie, a nie na żywo, lecz mimo wszystko nie jestem do końca przekonany, że sesja w poniedziałek na GPW powinna się odbyć (na przykład 2 stycznia 2009 z nieznanych mi przyczyn takiej nie było).
Co do giełdy, nie jestem wcale taki pewien spadków i możemy zobaczyć coś na kształt V, albo zupełny spokój – w końcu Stany zatrzymały się w piątek na maksach i dla nich nasza tragedia nie ma większego znaczenia.
Myślę, że jeżeli gdzieś mamy zobaczyć jakiś dynamiczniejszy ruch to raczej na walutach, ponieważ śmierć prezesa NBP Sławomira Skrzypka mocno zagmatwała sytuację.
Co prawda ma on zastępcę na stanowisku prezesa NBP w postaci Piotra Wiesiołka, ale taka sytuacja jest tymczasowa i marszałek Komorowski powinien jak najszybciej wskazać nowego kandydata na to stanowisko, ponieważ bez tej decyzji na przykład nie będą mogły odbywać się kolejne posiedzenia RPP (począwszy od maja zdaje się).
Jednak nie da się tego zrobić szybko po śmierci tak dużej liczby posłów, czyli trzeba poczekać na wybory uzupełniające.
Z tego powodu uważam, że złoty może trochę stracić. No i wracamy do tego o co pytam na początku. Gdzie leży ta cienka granica?
Po Warszawie krąży jeszcze kondukt żałobny z trumną prezydenta i czy w takich okolicznościach przyzwoity człowiek na przykład próbuje złapać parę euro, dolarów, funtów czy franków szwajcarskich po piątkowym kursie na Walutomacie, czy może jednak takie działanie jest już poza tą granicą?