poniedziałek, 3 listopada 2008

Jak zarobiłem 2 miliony dolarów na giełdzie



Jak zarobiłem 2 miliony dolarów na giełdzie?

Niestety, to tylko tytuł książki, którą ostatnio przeczytałem. Jednak z drugiej strony dzięki temu, że nie zarobiłem tych dwóch baniek nadal piszę bloga. Widziałem tę książkę już wcześniej parę razy, ale odpychał mnie jej mocno pretensjonalny tytuł, który kojarzy mi się, ze sprzedawcami cudownych systemów transakcyjnych czy zwykłego lotto.

Autor książki Nicolas Darvas był… tancerzem i inwestorem giełdowym. Co dla mnie intrygujące, 50 lat temu inwestował przy pomocy telegrafu i telefonu, często będąc daleko poza Ameryką na występach na przykład w Indiach czy Japonii. Ogólnie to, co on nazwał systemem ramkowym polegało na grze na akcjach, które wybijały się z konsolidacji.


Stosował proste, uniwersalne zasady, aby ciąć szybko straty i niechętnie zamykać zyskowne pozycje. Jak na mój gust gość miał trochę za blisko stoplossy, bo te 4-5% od kupna to według mnie trochę mało. Ogólnie jako beletrystyka książka wydaje mi się niezła, ale tłumacz nie do końca zna się na giełdzie i trochę się nabiedził z przekładem, który nie zawsze mu wyszedł tak jak trzeba.

Znalazłem tam jednak coś, co jest jak najbardziej na czasie. Znacie ostatnią historię z akcjami Volkswagena? Szerszy opis znajdziecie tu, a w skrócie przypomnę, że fundusze hedgingowe obstawiały na szeroką skalę spadki cen akcji VW i wszystko ładnie szło do poprzedniego piątku. W weekend okazało się, że Porsche ma przejąć w sumie prawie 75% akcji producenta aut z Wolfsburga, a skoro pozostałe 20% należy do Dolnej Saksonii, to w wolnym obrocie zostało niecało 6% akcji. Od poniedziałku widzieliśmy wyciskanie szortów. Byli tak pewni swego, że sprzedawali na krótko akcje VW nie mając dostępu do akcji, czyli mieli tak zwane nagie pozycje. Volkswagen zdrożał z 200 na 1000 euro za akcję w 2 dni i był nawet przez chwilę najdroższą firmą na świecie.

Identyczny przypadek opisał w swojej książce Darvas. Jak się okazuje w maju 1958 roku kupił on akcje spółki E.L. Bruce w sumie 2500 sztuk piramidując pozycję w miarę wzrostu ceny ze średnią nieco powyżej 50 dolarów za sztukę. W tym czasie inwestor tańczył w Indiach i stamtąd obserwował marsz waloru w górę. Cena pięła się aż doszła do 100 dolarów. Wtedy obrót nimi został zawieszony. Stało się na skutek splotu podobnych okoliczności jak w Volkswagenie. Obstawiający spadki na E.L. Bruce byli pewni zarobku, a tymczasem akcje zaczął skupować Edward Gillbert, który zechciał przejąć kontrolę nad firmą. Akcji zabrakło na rynku, a spanikowani szorciarze musieli odkupować je na rynku pozagiełdowym. Darvas dostał za nie po 171 dolarów za każdą. Walczył w międzyczasie z pokusą aby sprzedać już od siedemdziesięciu kilku, a makler namawiał go przy stu.

Zadziwiające, że po 50 latach menadżerowie funduszy przerąbali kasę w identyczny sposób. A dla mnie nauka jest taka, żeby nie zamykać za wcześnie zyskownej pozycji – pamiętam tego szorta na KGHM po 65 bardzo dobrze...