W czasach szalejącego konsumpcjonizmu ciężko zachować zimną krew. Cały czas Twój mózg jest bombardowany tysiącami reklam, które krzyczą: KUP MNIE.
Przeciętny człowiek nawet nie zastanawia się nad tym, ale one są wszędzie.
Włączasz radio, telewizor, komputer, kupujesz gazetę, idziesz do sklepu czy jedziesz samochodem do pracy, non stop atakują Cię setki ofert. Ich głównym zadaniem jest przekonać Ciebie do wydania pieniędzy.
Oczywiście są też pozytywne strony reklam – na przykład nawet tu na blogu możesz zetknąć się z lokatą wyżej oprocentowaną od tej, jaką miałeś dotychczas, ale cały czas trzeba pamiętać, że celem reklamy jest zwiększenie sprzedaży, a przy okazji też spełnia ona pewną funkcję informacyjną czy buduje prestiż danej marki.
Nie masz co się nawet łudzić, że na Ciebie reklama nie działa. Gdyby tak było, nikt nie wydawałby tyle kasy na darmo.
Zadaniem speców od marketingu jest rozbudzanie w konsumentach coraz to nowych potrzeb i wyrycie najważniejszego komunikatu w mózgu odbiorcy:
MUSZĘ TO MIEĆ TERAZ.
Aby to umożliwić, wymyślono kredyt konsumpcyjny oraz karty kredytowe.
Piękna sprawa dla sprzedających. Konsument kupuje plazmę za 4 kawałki i daje jeszcze zarobić bankowi dodatkowo 800 zł.
Znany wróg kredytu Dave Ramsey twierdzi wręcz, że dług jest najbardziej agresywnie reklamowanym produktem na świecie. Marketingowcy wychodzą z siebie przy jego promocji.
W sumie to logiczne. Ludzie kupują często zupełnie niepotrzebne im rzeczy, na które ich nie stać i jeszcze dodatkowo dopłacają do nich ze 20 % więcej bankowi.
Świetny biznes.
Drażen Prelec i Duncan Simester ze Sloan School of Management dowiedli, że ludzie, którzy używają kart kredytowych wydają więcej pieniędzy niż kiedy posługują się zwykłą gotówką. Skoro płacisz plastikiem, ulegasz ułudzie, że nie wydajesz prawdziwych pieniędzy.
Identyczny trik stosują kasyna.
Łatwiej przecież postawić żeton z napisem 500 niż rzucić na stół 500 PLN w banknotach z królami.
Co w takim razie należy robić, aby się bronić?
Podstawowa sprawa – zmniejsz dostęp do kasy, którą możesz wydać.
Jeśli nosisz przy sobie kartę z limitem 10 000 PLN, prędzej czy później zrobisz coś głupiego i wydasz pieniądze na coś absurdalnego.
Pewnie jest kilka procent zdyscyplinowanych, ale naprawdę to ułamek społeczeństwa.
Najlepiej mieć przy sobie kartę z niskim limitem ( np. 1000 zł) i używać jej tylko przy większych zakupach w supermarkecie itp.
Ogranicz liczbę kart – dwie z róznych systemów płatniczych ( VISA i MasterCard) powinny wystarczyć.
Tak samo zmniejsz ilość gotówki w portfelu do minimum + rezerwa na nieoczekiwane wydatki.
Nie chodzi o żadne umartwianie się, tylko rozsądne gospodarowanie pieniędzmi.
Proponuję dodatkowo utworzyć sobie fundusz na głupie wydatki.
Przykładowo, załóż sobie kolejny eMax plus w mBanku, na który wpłacaj co miesiąc po parędziesiąt złotych.
W ten sposób możesz się cieszyć takim komfortem, że kiedy nagle wpadniesz na pomysł, że chcesz kupić jakiś idiotyczny gadżet, nie zastanawiasz się skąd wziąć kasę.
Najlepiej jeśli stworzyłeś już swój comiesięczny budżet.
Pamiętaj, aby przynajmniej 10% swoich przychodów inwestować.
Nie daj się wciągnąć do wyścigu szczurów, które im więcej zarabiają, tym więcej wydają i cały czas gonią z wywieszonym jęzorem, aby zdobyć kasę na kolejną ratę czy większy telewizor.
Skoncentruj się na nowych inwestycjach, a nie na nowych sposobach trwonienia kasy.