wtorek, 6 czerwca 2017

Dlaczego moje akcje nie rosną, czyli wielka loteria giełdowa

Z najnowszego badania CBOS wynika, że niemal połowa ankietowanych Polaków przyznała, że w ostatnich dwunastu miesiącach przynajmniej raz grała na pieniądze. Najpopularniejsze jest Lotto i inne loterie, czyli hazard w łagodnej wersji.

Znacznie mniej osób interesuje się inwestycjami, w tym na warszawskiej giełdzie (szacunkowo bezpośrednio inwestuje 200-300 tys. osób, czyli ok. 1 procent dorosłej populacji).

A co Lotto ma wspólnego z inwestowaniem w akcje?

Niemal każdy inwestor głęboko wierzy, że jego portfel jest przynajmniej lepszy od średniej rynkowej wyrażonej za pomocą indeksu.

W rzeczywistości nie da się pominąć elementu losowości i wybierając poszczególne spółki zawsze do pewnego stopnia uczestniczymy w wielkiej loterii giełdowej.

Fot. Totally Gaming


Hendrik Bessembinder z uniwersytetu stanowego w Arizonie (Arizona State University) przeanalizował szeroką bazę obejmującą 26 tysięcy amerykańskich akcji w okresie począwszy od lipca 1926 r. aż do końca 2015 r.

I co się okazało?

Zaledwie 42,1 procent akcji osiągnęło wyższą stopę zwrotu od amerykańskich miesięcznych bonów skarbowych, biorąc pod uwagę czas od pojawienia się akcji w bazie aż do dziś.

Ewentualnie spółka wcześniej zbankrutowała, wycofała się z obrotu publicznego czy została przejęta przez inną.

Co więcej, nawet po skróceniu badanych okresów do zaledwie miesięcznych Bessembinder uzyskał podobne rezultaty - tylko 47,7 proc. akcji pobiło bony.

Jak w takim razie wytłumaczyć fakt, że znane nam statystyki dowodzą, że w długim terminie akcje biją na głowę bony skarbowe czy obligacje?

Średnia roczna stopa zwrotu w różnych okresach

Problem w tym, że za określeniem akcje kryje się najczęściej jakiś indeks - na obrazku powyżej S&P 500. Indeksy promują zwycięzców. Usuwa się z nich spółki przegrane, a zwykle rośnie udział liderów (przynajmniej do pewnego momentu).

Dlatego za wysoką stopą zwrotu z rynku akcji jako całości kryje się sukces garstki zwycięzców pompujących wyniki.

Zaledwie 4 procent notowanych spółek odpowiada za zyski całego amerykańskiego rynku w latach 1926-2015.

Oto czołowa dziesiątka:


Ten fenomen obserwujemy również w krótszych okresach. Na przykład w 2017 r. nadal w modzie pozostają spółki technologiczne, tak zwany FANG (Facebook, Amazon, Netflix i Google/Alphabet), który pomaga indeksom bić rekordy wszech czasów:

źródło: Yahoo!Finance
Co z tego wynika?

Może się zdarzyć sytuacja, kiedy zbudujesz portfel z kilku czy kilkunastu spółek i mimo wielkich starań będziesz przegrywać z rynkiem, ponieważ pominiesz zwycięzców.

Oczywiście z drugiej strony istnieje szansa, że trafisz akurat na te najlepsze i znacznie pobijesz benchmarki.

Pomaga w tym przetestowana metoda selekcji, ale nigdy nie możemy w pełni wykluczyć elementu losowości.

Dlatego, moim zdaniem, jeśli nawet inwestujesz aktywnie, powinieneś zastanowić się nad włączeniem do portfela tanich ETF-ów/funduszy indeksowych. W ten sposób w długim terminie nie pominiesz liderów.

Co jeszcze warto zrobić? Obniżyć koszty - zachęcam do korzystania z najlepszych tanich rachunków maklerskich.

Wniosek niby oczywisty, ale niestety trudny do realizacji na polskim zacofanym rynku kapitałowym. Nadal nie doczekaliśmy się żadnego ETF-u odzwierciedlającego ruchy indeksu szerokiego rynku akcji WIG, ani naprawdę taniego funduszu indeksowego (tani oznacza dla mnie koszty istotnie poniżej jednego procenta rocznie).

W przypadku rynków zagranicznych dochodzi za to ryzyko kursowe i problem wysokich wycen spółek po latach hossy.

Pozostaje nam posługiwanie się atrapami, czyli na przykład ETFW20L Lyxora, raczej drogim funduszem m-Indeks Ipopemy podążającym za mWIG40 czy ewentualnie niezbyt tanimi funduszami indeksowymi ING BSK (1,85% rocznie za administrację i zarządzanie).

ETFW20L, CZYLI JAJKO Z NIESPODZIANKĄ

Jakiś czas temu zbadałem nieco dokładniej ETF Lyxora, który w założeniu kopiuje ruchy indeksu WIG20 z uwzględnieniem dywidend wypłacanych przez spółki.

Na pozór wszystko wygląda całkiem fajnie. Opłata roczna wynosi w sumie tylko 0,45% i w zamian kupujemy zdywersyfikowany portfel dwudziestu największych polskich spółek.


Jednak diabeł tkwi w szczegółach.

W rzeczywistości Lyxor wcale nie kupuje polskich akcji, tylko zupełnie inne. Oto 10 największych pozycji w portfelu funduszu:


Fundusz wykorzystuje tak zwaną replikację syntetyczną, aby odwzorowywać zachowanie indeksu WIG20. Drugą stroną transakcji używanych do tego celu swapów jest właściciel Lyxora bank Societe Generale.

No i tu mam problem. Nie jestem pewien, czy chciałbym ulokować w taką strukturę poważniejsze pieniądze, czyli sporo powyżej 10 tys. zł.

Ktoś w takim razie może zaproponować jakiś drogi, tradycyjny fundusz polskich akcji - ze względu na koszty długoterminowo nie będzie to zbyt dobre rozwiązanie.

I w ten sposób wróciłem do punktu wyjścia, czyli w Polsce na rynku akcji gram na loterii razem z innymi inwestorami.