piątek, 23 października 2009

Korba się zacięła

Nasz kochany grubas od longów skoncentrowany niczym solidna wódka w 40-45 procentach strasznie wymęczył misia w ostatnich trzech tygodniach: metodycznie kręcił korbą wyciskając niedźwiadka z calutkiego depozytu, a dokładniej mówiąc z 239 punktów (2390 zł na fucie) licząc po kursach rozliczeniowych pomiędzy 5.10, a dzisiejszym zamknięciem. To się nazywa zarabianie na świąteczne bonusy, albo jak kto woli walka popytu z podażą, czyli wolny rynek.

Podwojenie depozytu to jest bardzo dobry wynik, a skoro cel uświęca środki – można na przykład w akcie desperacji pociągnąć Tepsę o ponad 5% jednego dnia, jak już nie ma nic innego do pompowania. Tym samym mamy WIG20 powyżej 2400 pkt i mogę sobie wydrukować kawałek prognozy z 6 października, kiedy WIG20 wynosił 2150 pkt i pokazywać znajomym na dowód mojej genialności:
„jesteśmy tuż przed rozstrzygnięciami. Gdyby faktycznie wybicie poszło górą (zgodnie z trendem od lutego), WIG20 miałby szansę na dotarcie do 2450-2500 pkt.”

Wszystko mogłoby toczyć się dalej tak samo, ale przytrafił się tu pewien problemik: korba zacięła się. I to na dodatek Morganom i Goldmanom. Mieli takie ładne dane dziś z rynku nieruchomości (chociaż juz kwestionowane) czy o zyskach Microsoftu, a jednak nie dość, że nie przebili 1100 punktów na S&P 500, to jeszcze znaleźli się u dołu krótkiej konsoli na 1080. Dlaczego te 1100 jest ważne?


Jeżeli S&P 500 przebiłby strefę 1100-1121,44 pkt (ta druga wartość to taki filtr zrobiony z 50% zniesienia bessy), miałby otwartą drogę do 1200, czyli domniemanego celu sprzed bankructwa Lehman Brothers. No, ale jak w tytule korba zacięła się i ujrzeliśmy cofnięcie się do 1079,6 pkt, czyli znowu do pierwszego ważnego wsparcia.

Co w takim razie dalej będzie z WIG20? Ja trzymałbym się zielonego świętego Graala. Zrobiłem nawet dwie jego wersje na użytek domowy dla wyznawców WIG20 (wybicie z trójkąta nadal celuje nawet w stronę 2600, czyli 50% bessy mierzonej od 29.10.2007 do 18.02.2009):


A dla szerokiego rynku guru czeka z akcjami w portfelu na 38 500 i 36 000 pkt, a niżej sprzedaje i ucieka.


A dopóki te śmieszne kreseczki nie są przebite, nikomu nie powinno się spieszyć z wywalaniem akcji. Takie jest przynajmniej moje skromne zdanie.

Oczywiście mam na myśli rynek jako całość, bo na poszczególnych akcjach może być całkiem inaczej (oj całkiem).

Ostatnio nastała moda na wróżenie i różne naukowe uzasadnianie dlaczego zacznie się zjazd jakiegoś tam dnia. Według mnie rządzi raczej najważniejszy Graal i guru, czyli trend, ale niech będzie, że i ja poudaję, że cokolwiek wiem na temat przyszłości.
Tym razem będzie to metoda „na bezczela”. Zamiast szukać analogii z wielkim pomorem owiec w Szkocji w 1868, nie wspominając o wzroście zachorowań na anginę w Gruzji w 2002 i ich wpływem na panikę tłumu na giełdzie w Taszkiencie (w AT to jest zwyczajne przeoptymalizowanie systemu do gry przez dopasowywanie na siłę historycznych danych) zapodam bardzo prymitywną analogię, co nie znaczy, że koniecznie gorszą od innych.

29.10.2007 mieliśmy historyczny szczyt na WIG20, więc moja niezwykle uboga metoda wróżenia z fusów herbacianych wskazuje, że w przyszłym tygodniu wyznaczamy górkę – co powiecie na maks intraday już w poniedziałek do południa i potem zjazd tak samo jak było to w 2007 (29.10.07 to był właśnie poniedziałek)??? Potem zobaczymy czy dalej zjazd, czy choćby jakiś krótki boczniak. Wolałbym to drugie, ze względu na moje zapisy na akcje PGE.

Ruszam z tłumem po te akcje i wiadomo, że może skończyć się jak na Azotach Tarnów czy Enei:

Jednak kupuję za swoje i nawet gdybym stracił, nic by się nie stało, a poza tym kontynuowałbym interesującą serię wtop rozpoczętą w tym tygodniu, kiedy wyleciałem z papierów z małych spółek na stopach.

I tu powinien być portfel, a tymczasem Alior Bank przygotował mi teraz taką niespodziankę:
Nie będę w takim razie sprawdzał czy o 3 rano da się zalogować i podam aktualny stan portfela jutro w panelu bocznym bloga.
Podam tylko, że „udało” mi się stracić na akcjach w tygodniu, kiedy zarówno WIG jak i WIG20 pobiły tegoroczne rekordy. Poczułem się prawie jak na eskach na futures. Straty może nie były za wielkie kwotowo, ale wkurzające w takim kontekście.
W poniedziałek i tak wszystko się zmieni, bo większość gotówki zostanie zablokowana pod PGE, a na dodatek dorzucę też środki z innych źródeł. Niestety z każdym dniem mój i tak umiarkowany entuzjazm wobec tej emisji gaśnie, więc aż tak mocno nie namawiam do zapisów jak jeszcze kilka dni temu. Wybieram los leszcza ubierającego się na górce w akcje balona energetycznego :)