piątek, 9 października 2009

Czy wziąć kredyt?

Jak wiadomo, jestem przeciwnikiem większości kredytów, szczególnie typowo konsumpcyjnych.

Szczerze mówiąc nie podoba mi się także lewarowanie na prywatnym majątku użyte do inwestycji, bo do tego można spokojnie wykorzystać instrumenty pochodne takie jak kontrakty terminowe czy opcje; wyjątek: wybrane duże IPO (np.: zbliżająca sie oferta PGE).

Poza tym jeśli stoisz przed dylematem czy spłacać kredyt, czy inwestować, generalnie reguła brzmi: najpierw spłacaj pożyczki, a dopiero potem bierz się za inwestycje.

Ogólnie trzymamy się zasady, żeby unikać wszelkich kredytów konsumpcyjnych jak ognia i jak najszybciej spłacać wszystkie wysokooprocentowane kredyty takie jak zadłużenie na karcie kredytowej czy kredyt samochodowy. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta i oczywista – masz gwarantowane 20 czy 30% zysku rocznie (tyle ile wynosi oprocentowanie kredytu) i naprawdę nie byłoby łatwo uzyskać taką stopę zwrotu z inwestycji, a tu nic nie kombinujesz, tylko spłacasz.

Są jednak sytuacje, kiedy wzięcie kredytu wydaje się doskonałym pomysłem i wręcz gorąco namawiam do korzystania z takich pożyczek, a na dodatek nie trzeba wcale spieszyć się z ich spłatą.
Pierwsza idea dotyczy młodych ludzi.

Nawet jeśli nie potrzebujesz pieniędzy i równocześnie jesteś studentem, koniecznie staraj się o kredyt studencki. Pisał o nim niedawno Marcin, autor bloga Rentier, czyli człowiek z przedziału wiekowego, którego dokładnie sprawa dotyczy.

Kwestia jest jak najbardziej na czasie, ponieważ wnioski należy składać do 15 listopada, czyli mamy jeszcze akurat ponad miesiąc na załatwienie formalności.

Na czym polega atrakcyjność kredytu studenckiego?

Główna zaleta to rewelacyjnie niskie oprocentowanie, zaledwie niespełna 1,9% w skali roku.

Pieniądze otrzymujesz przez 10 miesięcy w roku w transzach po 400 lub 600 zł w każdym miesiącu, a spłata zaczyna się dopiero 2 lata po zakończeniu studiów i na dodatek trwa przez okres dwa razy dłuższy niż czas pobierania kredytu. Żyć, nie umierać.

Na dodatek zyskujesz finansową motywację do nauki, bo najlepsi studenci spłacają tylko 80% kredytu (a poza tym są też przecież w końcu stypendia naukowe, a na dodatek twoja wiedza też jest zdecydowanie głębsza od średniaków zbierających wpisy).

Musisz być studentem (także studiów doktoranckich), nie mieć ukończonych 25 lat na początku studiów, a dochód na członka rodziny nie może przekraczać ustalonego przez ministra prgu –w 2008 roku było to 2500 zł na osobę, czyli całkiem sporo.

Sam zacząłbym od wizyty w czterech bankach (PKO BP, Pekao SA, Bank Polskiej Spółdzielczości, oraz Gospodarczy Bank Wielkopolski), które oferują kredyt i wypytał o wszystkie warunki i opłaty, żeby wybrać najtańszy.

Więcej info na oficjalnej stronie oraz na przykład na tym forum.

W przypadku tego kredytu nie trzeba być geniuszem finansów i wpłacałbym większość środków na lokaty ( teraz na przykład lokata optymalna) i rachunki oszczędnościowe a (eurobank lub Polbank), a za pewien procent (w zależności do skuteczności i zaawansowania umiejętności) próbował swoich sił w inwestycjach (fundusze inwestycyjne, giełda czy Forex).

Według mnie dla studenta priorytetem powinna być jednak nauka i ukończenie wybranego kierunku, a dopiero na drugim miejscu inne sprawy jak biznes czy inwestycje.

Jeśli uważasz, że nie potrzebujesz tych pieniędzy, tym lepiej dla Ciebie. Wpłacaj je na lokaty, rachunki oszczędnościowe, ewentualnie inwestuj uznając, że nie są Twoje dopóki nie spłacisz kredytu. To najlepsza lekcja ekonomii w praktyce i kto jest odporny na pokusy i nie przebaluje kasy zarobi konkretne pieniądze na tym quasi-arbitrażu bez większego wysiłku.

A jeżeli nawet sprawa nie dotyczy Ciebie bezpośrednio, na pewno masz kogoś ze znajomych lub w rodzinie na studiach i zrób dobry uczynek informując jego/ją o tym dlaczego warto wziąć kredyt w tym przypadku. Niektórzy na słowo "kredyt" reagują alergią czy wręcz strachem, ale w tym przypadku nieskorzystanie z oferty jest zwyczajnym marnotrawstwem kasy.

Drugi przykład „dobrego” kredytu, który należy zawsze brać, to pożyczka z kasy zapomogowo-pożyczkowej, którą można uzyskać w większości zakładów pracy. Jeśli masz taką możliwość, korzystaj tak jak zrobiła to Karolina. Trzeba jednak pamiętać, że mimo pozornego zerowego oprocentowania, zwykle musimy wpłacać do kasy także w miesiącach, kiedy z niej nie korzystasz, a ewentualna rezygnacja z kasy oznacza zwrot zebranego wkładu bez odsetek (tak było w kasach, które znam).

Atrakcyjne są także preferencyjne kredyty dla rolników (2% w skali roku), ale mój kontakt z rolnictwem aktualnie sprowadza się do trzymanych w portfelu certyfikatów na pszenicę RCWHTAOPEN oraz zakupów jedzenia w spożywczym.

Dochodzą jeszcze rzecz jasna kredyty hipoteczne, ale tu sprawa jest skomplikowana i wymagałaby całego wpisu. Taki kredyt spłaca na przykład yossarian (wg mnie autor najlepszego debiutu 2009 roku w kategorii „blogi o finansach osobistych”). W skrócie nie jestem zwolennikiem korzystania z hipoteki do ryzykownych inwestycji.

Co łączy wszystkie te kredyty i pożyczki? Bardzo niskie oprocentowanie, niższe od oferowanego przez lokaty (wyjątek: kredyt hipoteczny). Z tego powodu jeśli masz możliwość skorzystania z któregokolwiek z nich, nie wahaj się, bo to się zwyczajnie opłaca.