Gdzie jest moje pół miliona? Czy pieniądze w PKO BP są bezpiecznie? - tak sobie duma teraz Mariusz Rudnicki, właściciel firmy handlującej zbożem Rudnik, którego przypadek opisuje gazeta.
Pan Mariusz pojechał sobie we wrześniu do Hiszpanii na urlop i po powrocie lekko zaszokowany zauważył na koncie firmowym brak... pół miliona złotych.
Zdumienie było tym większe, że w firmie tylko on jest upoważniony do zlecania przelewów.
Tymczasem - według gazety, bank przyjął fałszywe zlecenie przelewu pół miliona z konta biznesmena na założone dzień wcześniej konto przez Dariusza M., który osobiście odwiedził placówkę banku w Szczecinie z rzekomym pełnomocnictwem.
Oficjalnie bank stwierdza:
"Pracownik banku dokonał sprawdzenia wzoru pieczęci posiadacza
rachunku, wzoru podpisu złożonego na przelewie oraz identyfikacji osoby
składającej przelew w oparciu o dokument stwierdzający jego tożsamość.
Wszystkie dokonane powyżej czynności potwierdziły prawidłowość pod
względem formalnym złożonego przelewu i skutkowały jego realizacją".
Problem w tym, że podpis różni się od oryginalnego, a pieczątka ma inną czcionkę.
Sprawa trafiła do prokuratury, a sam biznesmen został jeszcze dodatkowo ukarany odmową kredytu obrotowego, ponieważ PKO BP uważa, że jest z nim w sporze prawnym i nie może mu teraz udzielać kredytów.
Hm., czyżby najpewniejszym miejscem dla pieniędzy był materac?