czwartek, 29 października 2009

Private banking, czyli kto jest bogaty według banku

Private banking to kompleksowy zestaw usług skierowanych do najzamożniejszych klientów banków. Przy okazji próg, od którego bank proponuje private banking, możemy roboczo uznać za granicę zamożności. Jeśli zastanawiasz się czy jesteś bogaty, sprawdź najpierw w swoim banku czy kwalifikujesz się do private bankingu i problem będzie częściowo rozwiązany.

Można podchodzić do tego zagadnienia na dwa sposoby:

1. Miarą wartości netto – tu wliczamy wszystkie aktywa typu nieruchomości, samochody, dzieła sztuki, akcje, lokaty itp. minus zobowiązania.

2. Rozporządzalną gotówką i jej ekwiwalentami, obligacjami, akcjami oraz wszelkimi innymi płynnymi aktywami.




Z wiadomych względów banki interesuje głównie druga opcja, bo co niby można wcisnąć klientowi z domem za 0,5 mln zł i 10 000 zł w gotówce?

Bank chce zarobić na prowizjach i opłatach, więc nie obchodzi go gość z cenną kolekcją obrazów czy pięknym domem, jeśli nie ma on odpowiedniej liczby zer na koncie.

Tradycyjną granicą do niedawna był okrągły milion dolarów, ale każdy bank stosuje własne kryteria. Rekordzistą jest zdaje się Goldman Sachs i 25 mln USD na wjazd.

Na szczęście w Polsce można poczuć się bogaczem znacznie szybciej.

Ostatnio TVNCNBC katuje (pewnie nie tylko mnie) reklamą usług Noble Concierge.

Można tu też otrzymać kartę kredytową Visa Infinte, która posiada limit do 1 mln zł i grace period na 62 dni. Karta kosztuje rocznie, bagatela 900 PLN.

Bank teoretycznie celuje w bogatych klientów, ale nie pogardzi nawet kwotą 500 zł na lokacie w Open Finance. Taka ciekawostka, która na pewno wybitnie pasuje tysiącom internetowych ciułaczy.

Właśnie Noble Bank ma jak na warunki elitarności dość niski próg dla private bankingu, czyli 400 000 zł.

Dla przykładu w INGBSK czy Pekao SA trzeba posiadać okrągły milion zł (dane za forsal.pl).

Tyle dane oficjalne. Podejrzewam jednak, że poprzeczka ostatnio mogła się obniżyć, bo w końcu im więcej klientów, tym większy zarobek dla banków.

Dostajemy swojego prywatnego doradcę, który udziela nam porad i pomocy w przeróżnych sprawach, nie tylko finansowych.

Sam nigdy nie skorzystałbym z nich nie pytając wcześniej o cenę, bo nie wierzę w darmowe obiady, a do klasycznego private bankingu nie kwalifikuję się z braku $.
Oprócz tego trzeba brać pod uwagę, że BFG gwarantuje równowartość 50 tys euro, czyli trochę ponad 200 tys. zł.

Poza tym śmieszą mnie nieco nowobogaccy w kraju, który dopiero od 20 lat buduje kapitalizm. Chciałbym zobaczyć tych koneserów win i drogich aut w latach osiemdziesiątych w kolejce po mięso - hardcore to nowi Ruscy kupujący drogie trunki wzmacniający je przez dolanie gorzały. Bardziej mnie przekonuje zachowanie takich ludzi jak Buffett, który mimo zgromadzonych miliardów dalej je steki i pije swoją ulubioną wiśniową colę.

Jeżeli komuś sprawia to przyjemność – nie ma sprawy, niech sobie jeździ na safari czy zbiera stare samochody, ale dorabianie do tego jakieś absurdalnej ideologii niezmiennie mnie rozbraja.

Jeśli ktoś jest klientem private bankingu, chętnie poznam opinie jak to działa w realnym świecie i czy Wam się to opłaca. Trochę historii znam, ale nie chcę uprzedzać faktów.