piątek, 1 maja 2015

WIG rusza w stronę 60 tysięcy punktów?

Przełom miesięcy i przedłużony weekend majowy sprzyjają analizie rynków.

Zacznę od tego, że jestem pozytywnie zaskoczony tegoroczną siłą GPW. WIG nie tylko zyskał od początku roku blisko 10%, ale na dodatek wybił się górą z wielomiesięcznej konsolidacji:

Kliknij, aby powiększyć
Teraz optymiści mogą zakładać, że zgodnie z klasycznymi prawidłami analizy technicznej indeks powinien docelowo dotrzeć gdzieś w okolice 60 tys. punktów, czyli wzrosnąć o szerokość kanału.

Z kolei w razie negatywnego rozwoju sytuacji przykładowy poziom ewakuacji z rynku znajdziemy w rejonie 54 tys. pkt, czyli trochę poniżej wybicia.


Niestety problemem naszego zacofanego rynku wciąż pozostaje brak instrumentu dokładnie odwzorowującego zachowanie indeksu WIG. Dlatego musimy posiłkować się innymi rozwiązaniami i  zastanawiać się, czy wybrać ETFW20L, jednostki funduszu polskich akcji, ewentualnie kontrakty terminowe czy CFD lub samodzielnie budować portfel akcyjny.

Branża finansowa woli promować obciążone wysokimi opłatami jednostki funduszy, a klienci nie bardzo wiedzą, co to jest ETF i  do czego on służy. Dlatego ten stan długo się nie zmieni.

Zadania nie ułatwia zamieszanie na rynkach zagranicznych. Pamiętamy, że hossa w USA trwa od marca 2009 roku i wyceny spółek zawędrowały bardzo wysoko:


Sygnały przegrzania stają się coraz bardziej widoczne - w tym roku S&P 500 zyskał tylko 1,3%, czyli zaczął tracić impet.

Z kolei bardzo prosty i skuteczny model systemu trendowego skonstruowanego przez Mebane Fabera ostatnio dał sygnał kupna na koniec stycznia... 2012 roku po kursie 1312,41 pkt. Indeks urósł od tamtej pory do dziś o blisko 60% i nie poszybuje do nieba bez przystanku:
Kliknij, aby powiększyć
Przy tak wykupionych rynkach łatwo o szybką i gwałtowną korektę. Przedsmak tego, co może nas czekać obserwowaliśmy w środę  na niemieckim DAX-ie (pretekstem stal się słaby odczyt PKB w USA).

Natomiast GPW pokazuje teraz relatywną siłę i jeśli Zachód nam pozwoli (wystarczy, że nie będzie spadał), istnieją szanse na realizację scenariusza nakreślonego na początku artykułu. 

A co ze znaną sezonowością rynków, czyli globalną anomalią giełd?

W okresie od maja do października akcje przynoszą przeciętnie niższą stopę zwrotu niż bezpieczne instrumenty. Z kolei od listopada do końca kwietnia giełda oferuje premię za ryzyko na poziomie ok. 3,7% rocznie.

Badania Jacobsena i Zhang są imponujące - obejmują okres od 1694 roku i dotyczą 105 giełd z 65 państw, w tym Polski (za benchmark przyjęto trzymiesięczny WIBOR oraz indeks WIG).

Wyniki dla naszego rynku są jeszcze bardziej przekonujące:

źródło: Jacobsen, Zhang; kliknij, aby powiększyć
Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie inne okresy, nie objęte badaniem, gdzie anomalia nie jest aż tak wyraźna. Wystarczy zerknąć na same stopy zwrotu z ostatnich lat, aby dostrzec, że strategia "sell in May" w minionej dekadzie zadziałała na GPW tylko dwukrotnie:

Jeśli ktoś szuka dużej skuteczności, może za to zauważyć, że zakupy na koniec października zwykle dają zarobić, czasem całkiem sporo.

Podaję te informacje głównie jako ciekawostkę, choć nie ukrywam, że w mojej podświadomości wyryło się przekonanie, że akcje najlepiej kupować jesienią.

Osobiście uważam, że światowa hossa osiągnęła dojrzałość i agresywne zakupy wiążą się z niepotrzebnym ryzykiem. Dlatego pozostawiam obecne pozycje otwarte, ale na razie nie dokupuję żadnych nowych akcji.

Może robię błąd i nie w pełni wykorzystam ewentualny rajd na GPW. Przez lata nauczyłem się jednak prostej prawdy, że lepiej stracić okazję niż pieniądze.

Ciekawy jestem, jaka jest Wasza taktyka. Kupujecie, trzymacie czy sprzedajecie? A może w ogóle giełda Was nic nie obchodzi?