poniedziałek, 10 listopada 2014

Zapłacą miliardy za manipulacje na foreksie. Jest polski wątek

"Financial Times" informuje, że najprawdopodobniej już w najbliższą środę 12 listopada kilka dużych banków podpisze ugodę z brytyjskim regulatorem finansowym, w ramach której zapłacą one w sumie co najmniej 1,5 mld funtów.

Banki podejrzewa się o manipulację kursami walut (i nie tylko). Mowa jest o takich instytucjach jak Barclays, Citigroup, HSBC, JPMorgan, RBS i UBS (szef departamentu złota w tym banku - André Flotron został wysłany na urlop już w styczniu tego roku).

Równolegle toczy się  postępowanie przeciw co najmniej 15 bankom w kilku innych krajach i zatacza ono coraz szersze kręgi.

Przy okazji tych śledztw wypłynął też polski wątek.

W styczniu br. traderzy niemieckiego Commerzbanku, większościowego udziałowca mBanku, otrzymali potężne zlecenie od szwedzkiego producenta mebli Ikea. Mieli za zadanie zamienić na złote aż 500 mln euro.

Kliknij, aby powiększyć
Gdyby rzucili te pół miliarda euro na płytki polski rynek walutowy w jednej paczce, niewątpliwe spowodowaliby istotny spadek kursu EUR/PLN i w efekcie Ikea otrzymałaby mniej złotówek. W końcu każdy grosz różnicy kursu przekłada się na 5 mln zł gotówki dla Szwedów.

Dlatego postanowiono podzielić zlecenie na mniejsze części i traderzy mieli je wykonać na różnych platformach.

I tu zaczyna się bardziej kontrowersyjna część.


Aby udowodnić, że zadanie zostało wykonane perfekcyjnie, planowano jednorazowo na koniec operacji rzucić na rynek 50-100 mln euro i tym samym zbić kurs euro do złotego. W ten sposób zarówno traderzy, jak też dyrektor finansowy Ikei mogliby pochwalić się przed kierownictwem mniej więcej w tym stylu:

Patrzcie: sprzedaliśmy po średnim kursie 4,17 zł, a teraz jest 4,14 zł. Zaoszczędziliśmy 15 mln zł. Poprosimy o premię. 

Tymczasem według oficjalnej wersji na taki krok nie zgodził się dział kontroli w Commerzbanku, który poczuł na plecach oddech nadzoru finansowego i profilaktycznie zakwestionował transakcję, a stwierdzone nieprawidłowości doprowadziły do zwolnienia traderów - jednego pracującego w Niemczech, a drugiego w Londynie.

Jeden z nich poczuł się skrzywdzony i odwołał do sądu pracy, w którym prawnik tradera przekonywał, że taka praktyka obowiązywała w banku od lat i jego klient nie zrobił niczego złego. Nadaremno.

Perspektywy powrotu do pracy wyglądają tym gorzej, że Niemcy masowo zwalniają swoich traderów (w tym około 50 proc. ludzi zatrudnionych w City). Po prostu spadł popyt na tego typu usługi i na dodatek nadzór zaczyna uważniej patrzeć bankom na ręce.

Co ciekawe, w ubiegłym tygodniu Commerzbank przyznał, że jest przedmiotem dochodzenia ze strony amerykańskich władz, ale nie chodzi o manipulacje na foreksie, tylko złamanie przepisów dotyczących prania brudnych pieniędzy, a konkretnie środków z państw objętych międzynarodowym embargiem: Iranu i Sudanu.

Czy w takich warunkach inwestor detaliczny może zarabiać u brokerów oferujących platformy FX? Nie dość, że rynek jest trudny, to jeszcze dochodzi ryzyko manipulacji kursami.

Z danych przedstawionych październiku przez KNF wynika, że tylko co piąty klient polskich brokerów zarobił w 2013 r. na foreksie. Czy to dużo, czy mało?

Świetne pytanie. Zależy kto na nie odpowiada.  Pomyślcie, ile biznesów upada, a ile przetrwa i prosperuje. Czy liczby nie będą podobne?

Oczywiście - dokonałem tu sporego uproszczenia i zarabiający biznes ceniłbym wyżej od zarabiającego tradera/systemu, ponieważ w tym drugim przypadku ryzyko wydaje się zdecydowanie wyższe.

Pójdźmy dalej. A co w przypadku kilkuletniego horyzontu czasu?

Znalazłem informację na temat francuskich badań przeprowadzonych przez tamtejszy nadzór finansowy AMF wśród 14 799 inwestorów.  Wynika z nich, że w latach 2009-2012 inwestorzy tracili w 89% przypadków. Przeciętna strata wynosi 10 900 euro na osobę.

Co istotne, z czasem inwestorzy wcale nie uczą się na swoich błędach. Według AMF najbardziej aktywni tracą najwięcej, a straty kumulują się.

Francuzi jedno z najpoważniejszych zagrożeń widzą w nieumiejętnie stosowanej dźwigni.

Dlatego także w Polsce próbuje się ją ograniczyć. KNF chce, aby maksymalnie wynosiła ona 50:1 (2 procent depozytu). Jednak taka zmiana zapewne głównie spowoduje, że gracze nie tyle zmniejszą lewar, co przeniosą się do zagranicznych brokerów znajdujących się poza polską jurysdykcją.

Moim zdaniem nie tędy droga.

Owszem, należy zwalczać bałamutne reklamy, w których obiecuje się gruszki na wierzbie. Ważniejsza jest jednak edukacja i rozpowszechnienie świadomości, że ten rynek wymaga wcześniejszego solidnego przygotowania i bardzo konserwatywnego zarządzania kapitałem - najpierw demo, potem mikroloty, następnie miniloty i dopiero loty. A nie odwrotnie...

Więcej na ten temat znajdziesz w Elementarzu Inwestora, na przykład w artykule: "Giełda nie chce rosnąć? Zajrzyjmy na Forex". Polecam też podcast z Krzysztofem Pirógiem.

Interesujące portrety osób, które próbują zmagać się z rynkiem przy pomocy domowego komputera, przedstawia BBC:



Może dostrzeżesz tu swoje lustrzane odbicie?