Oszczędzanie brzmi mało atrakcyjnie, zwłaszcza w czasach, kiedy panuje kult konsumpcjonizmu za wszelką cenę, wzmacniany wszechobecną reklamą.
W Polsce trend będzie na pewno coraz silniejszy i trudno się przed nim obronić (jedna z prostych i skutecznych technik: znacznie ograniczyć oglądanie TV - teraz nawet w programach informacyjnych bezczelnie lokuje się przeróżne produkty i usługi).
W ten pęd świetnie wpisuje się postrzeganie rynku kapitałowego jako miejsca do szybkiego zarobienia wielkich pieniędzy. Stąd tak wielka popularność foreksu i działająca tam całkiem spora grupa mentalnych dzieciaków liczących, że z tysiąca czy kilku tysięcy złotych w kilka lat zrobią co najmniej milion. Dzięki nim ten przemysł szybko nie upadnie.
OK, paru ludzi osiągnie taki sukces, tak samo jak garstka wygra w Lotto, ale czy taka strategia będzie efektywna dla większości z nas? Wątpliwe.
Spójrzmy na zagadnienie jeszcze inaczej.
Załóżmy, że zaczynasz od 5. tysięcy złotych i dzięki dźwigni finansowej na foreksie możesz inwestować na rynkach walutowych, towarowych czy giełdowych.
I teraz przyjmijmy, że osiągasz rocznie stopę zwrotu w wysokości 20. procent (dla uproszczenia pomijam podatki i obsunięcia kapitału, czyli model nieco odbiega od realu).
W takim razie symulacja wygląda tak (po zaokrągleniu):
A wiecie jaka jest najsłabsza strona tej symulacji? Wcale nie brak podatków czy nieobecność strat, albo nieuwzględnianie inflacji.
Chodzi o prosty fakt, że taka osoba najprawdopodobniej straci cierpliwość i w końcu wyda te pieniądze. Na przykład po 4 latach uzna że te 10 czy 11 tysięcy to wciąż niewiele, więc pojedzie na wakacje z rodziną, a jesienią zacznie znowu marzyć o milionach, wracając do punktu wyjścia sprzed kilku lat.
Dlatego w przypadku niewielkiego kapitału (a taki posiada zdecydowana większość, także czytających ten wpis) ciągle (przyznam, że z dość marnym skutkiem) przekonuję wielu ludzi, żeby nie skupiali się na początku na stopie zwrotu, tylko na budowie kapitału.
We wspomnianej hipotetycznej sytuacji z pięcioma tysiącami złotych, wystarczy przecież oszczędzać co miesiąc po 500 złotych (pomijam oprocentowanie środków na koncie/lokacie itp), aby po 10 miesiącach podwoić kapitał, czyli osiągnąć to samo, co zajmuje naprawdę skutecznemu inwestorowi aż 4 lata.
W takiej kwadraturze koła porusza się większość drobnych inwestorów - co parę lat zaczynają z niskiego pułapu, czy wręcz od zera, a lata lecą... (a może to jest właśnie o Tobie? - skomentuj wpis)
Owszem, idealnie byłoby połączyć oszczędzanie z inwestowaniem i stworzyć mieszankę wybuchową, ale bez solidnego kapitału nie da się wystrzelić w górę.
I naprawdę niewiele osób przechodzi ten pierwszy etap, czyli budowy odpowiedniego kapitału do inwestowania.
Czy chcę powiedzieć, że należy zrezygnować z inwestowania?
Wręcz przeciwnie, chodzi mi o ustalenie pewnych priorytetów we właściwych proporcjach, czyli po pierwsze oszczędzać, a dopiero po drugie inwestować.
Zresztą inwestowanie jest naprawdę ciężkim kawałkiem chleba, o czym przekonuje choćby przeanalizowanie listy najbogatszych - zdecydowana większość dorobiła się budując realne biznesy, a nie handlując na rynkach kapitałowych.
Dlatego całkiem niezłym pomysłem na przyśpieszenie drogi do bogactwa, zwłaszcza dla młodych osób, może być tradycyjna emigracja zarobkowa do jednego z dobrze płacących państw - np. do Norwegii.
Sam pozostaję wciąż sceptykiem wobec własnych szans na rynku kapitałowym, mimo że pierwsza transakcja na futures w tym roku przyniosła zarobek zapewne odpowiadający miesięcznej pensji całkiem pokaźnego grona Czytelników. Jednak zauważyłem, że właśnie brak ciśnienia bardzo pomaga w trzymaniu się założeń systemu.
Przyda się to w czasie serii strat - te ostatnie są w końcu nieuniknionym kosztem każdego biznesu.
Tak sobie na przykład tłumaczę nieudane wejście w akcje GTC na rachunku IKE - od razu na starcie kilka procent w dół (przy okazji - mój typ główny z WIG20 to obecnie PGNiG, ponieważ cały czas wierzę w potencjał balonu z napisem "gaz łupkowy" - bardzo fajny temat do ciągnięcia przez lata; SL w okolicach 4,2 zł i jazda).
Jednak cały czas warto mieć z tyłu głowy wbitą zasadę, żeby nasze przychody przekraczały wydatki. To wystarczy do spokojnego życia i stworzy realną szansę przejścia na wyższy poziom. Nawet szybciej niż myślisz.
A najważniejszą sprawą jest zacząć jak najszybciej, ponieważ: