Kiedy ostatnio na blogu zaglądałem na warszawską giełdę blisko dwa miesiące temu, wyraźnie zaznaczyłem, że na razie nie zamierzam angażować się w polskie akcje i przynajmniej w tym roku moja aktywność na GPW będzie bardzo ograniczona.
Później też prawdopodobnie rozważę głównie tanie fundusze indeksowe i ETF-y, uzupełnione o pojedyncze spółki, o ile znajdę coś ciekawego dla siebie w 2020 r.
Póki co, poza nieco lepszym indeksem małych spółek sWIG80, nie widać końca marazmu.
Nadzieje związane ze startem PPK zostały zweryfikowane przez życie, a realne napływy większego kapitału pojawią się później niż zakładano i na dodatek będą niższe. Poza tym nad rynkiem wisi groźba podaży akcji ze strony OFE i nie jestem przekonany, że obrany kurs na gospodarkę centralnie sterowaną sprzyja dobrym wynikom spółek. Już to przerobiliśmy w przeszłości z wiadomym skutkiem.
Kolejne dane makroekonomiczne wskazują na nadchodzące spowolnienie gospodarcze.
Wrócił też temat kredytów frankowych (moim zdaniem banki są zbyt optymistyczne, co do wpływu wyroku TSUE na ich zyski).
Właściwie nadal pozostaje nam głównie liczyć na jakiś atak spekulacyjnego kapitału zagranicznego albo jakiś nowy temat, który rozrusza osowiałą GPW.
Skoro udało się wyciągnąć za uszy taką Grecję, to czemu nie można Polski?
Polacy postawili na mieszkania. Przy niskich stopach procentowych i rosnącej inflacji nieruchomości są obecnie uważane za lepszy pomysł w miarę bezpiecznego ulokowania oszczędności niż depozyt w banku (dodatkowo z funduszy akcyjnych wypłaciliśmy w tym roku 2 mld zł).