W piątkowe popołudnie na stronach dziennika "Financial Times" ukazał się artykuł pod tytułem "Wątpliwości wokół polskiej historii sukcesu". Steve Johnson pisze w nim o analizie firmy badawczej Capital Economics, która twierdzi, że dane dotyczące inflacji i PKB w Polsce mogą być nieprawdziwe i zmanipulowane.
Siedziba GUS (źródło: GUS) |
Podobne tendencje utrzymały się w statystykach w pierwszym kwartale br, a tymczasem złoty mocno potaniał (do euro o 8 procent w skali rok do roku), co powinno podnieść ceny z powodu droższego importu.
Jackson wskazuje też na rosnące rozbieżności pomiędzy inflacją CPI podawaną przez GUS, a inflacją HICP wyliczaną przez Eurostat. Mogą one wynikać z metodologii i zmian w koszykach. Eurostat istotnie zmniejszył wagę paliw (z 5,8 do 3,6 proc.), podczas gdy GUS dokonał jedynie minimalnej korekty (z 5,5 do 5,1 proc.). Podobnie różnią się inne elementy - na przykład usługi prawne w Polsce stanowią tylko jedną dziesiątą wagi z koszyka Eurostatu.
O ile ta różnica w odczytach pojawiła się niedawno, to istnieje kategoria, której ceny mogły być zaniżane przez całe lata - dekadę, albo jeszcze dłużej.
Chodzi o odzież i obuwie. W statystykach GUS notuje się tu stałą deflację już od 2002 roku. Na pewno tani import z Azji zaważył na niskich cenach, ale w pewnym momencie raportowane dane z Polski zupełnie rozjechały się z tymi z podobnych gospodarek, czyli Czech, Słowacji i Węgier. U nas GUS twardo obstaje przy znacznych spadkach cen odzieży i obuwia, których nie widać w raportach naszych południowych sąsiadów.
Inflacja CPI wg GUŚ (źródło: GUS) |
Z powodu tych wątpliwości, zdaniem Jacksona, mamy nie tylko zaniżoną inflację w Polsce, ale na dodatek zawyżony wzrost PKB - przez ostatnią dekadę średnio o 0,2 punktu procentowego rocznie.
Zaufania do danych płynących z GUS na pewno nie buduje też historia z marca tego roku. Okazało się wtedy, że na przełomie 2012 i 2013 Polska znajdowała się w recesji. Ciekawe dlaczego urząd czekał kilka lat na podane tej informacji?
[Aktualizacja godz. 13]
GUS jeszcze raz skorygował te dane w kwietniu br i... odwołał recesję.
Liczenie w ogóle nie jest chyba naszą najmocniejszą strona - popatrzcie na rozbieżności w szacunkach dotyczących liczby uczestników sobotnich marszów.
W tym miejscu warto zwrócić też uwagę na kontekst, czyli bliską datę publikacji ratingu długu Polski przez agencję Moody's - najbliższy piątek 13 maja. Można podejrzewać, że artykuł w "FT" stanowi jakiś element tej gry.
Na pewno też oddala się perspektywa obniżki stóp procentowych w Polsce - dane o deflacji budzą wątpliwości, a na dodatek taki ruch jeszcze bardziej osłabiłby złotego. Byłoby to zupełnie niespójne ze słowami Marka Belki, który w zeszłym tygodniu nie wykluczał interwencji na rynku w obronie złotego.