Jeżeli ktokolwiek pamięta, parę miesięcy temu wspominałem, że dłubię sobie nad własnymi analizami fundamentalnymi spółek. Proces jest trudny i pracochłonny, a na dodatek o tyle niewdzięczny, że te analizy są za chwilę zupełnie nieaktualne i trzeba zaczynać od nowa. W sumie to syzyfowa praca.
Jak wygląda taka analiza?
Najpierw zaczynamy od analizy makroekonomicznej i jak wiadomo ostatnio co chwila szacunki musimy obniżać. Następnie przechodzimy do sektorowej, czyli przykładowo parę tygodni temu skreśliłem z listy spółek, którymi się mogę zainteresować banki - ze względu na niemożliwe do oszacowania ryzyko.
Później przechodzimy do przejrzenia sytuacji spółki, jej analizy finansowej- polecam raporty kwartalne, półroczne i roczne aż do próby wyceny akcji. Dużo pracy mam z głowy jak czytam sobie czyjąś rekomendację. Zawsze dziwi mnie przy tym optymizm na temat przyszłej sprzedaży i zysków danej spółki i patrzę na te projekcje z dużym przymrużeniem oka. Te DCFy to wyglądają często jak marzenia prezesa, a nie realny świat.
Wiele osób patrzy na niskie P/E i P/BV i zaciera ręce jakie to tanie kupili walory. Proszę państwa to jest historia i tylko częściowo pokrywa się z obecną sytuacją. Wiadomo, że lepiej kupić spółkę z P/E 5 niż 50, ale chodzi o ocenę koniunktury w przyszłości i co najtrudniejsze zarówno na giełdzie jak i ogólnie w gospodarce oraz w samej spółce.
Tak bardzo nie traktuję swoich wycen poważnie, bo przykładowo w życiu w lipcu nie powiedziałbym, że dolar będzie za trzy miesiące po 2,60 itd. itp.
Przechodząc teraz do sedna. Załóżmy, że wyceniam spółkę A na 15 zł za akcję. W takim razie muszę uznać pesymistycznie, że moje szacunki są zbyt optymistyczne i dopiero kupno po około 10 zł daje mi wystarczający margines błędu. Nie chodzi przecież o to, żeby kupować akcje po tyle, ile są warte, ale z dyskontem, żeby zarobić. I tu jest teraz mój dość smutny wniosek. O ile niektóre spółki doszły już wg mnie do swoich uczciwych wycen, to nie znalazłem jeszcze nic co rzeczywiście jest znacznie niedowartościowane fundamentalnie. Pomijam półpaństwowe molochy. Zaznaczam, że nie dałem rady przebrnąć przez te kilkaset naszych spółek z GPW, ale ze zdziwieniem stwierdziłem, że jak dotąd nie znalazłem nic naprawdę taniego, co mógłbym kupić nie zważając na bieżącą koniunkturę giełdową. Nadmiernym optymistom proponuję przesunąć sobie wykres w lewo i zobaczyć ceny ich okazji przed 2003 rokiem.
Zasadniczo zatem pozostaję w takim razie przy obserwacji indeksów i inwestowaniu zgodnie z ich kierunkiem.