Ponad trzy dekady temu po fatalnych rządach labourzystów w Wielkiej Brytanii panował chaos, a zainspirowana awarią w elektrowni atomowej Three Miles Island grupa the Clash wykrzyczała swój protest-song przeciw beznadziei:
No i teraz obserwujemy dość podobną sytuację, łącznie z awarią w elektrowni atomowej, tym razem poważniejszą, a "clash" oglądamy na ulicach Londynu:
Przypomnę, że w 1979 roku, kiedy nagrano "London Calling" do władzy doszła Margraret Thatcher i "Żelazna Lady" zaprowadziła porządek. Czy Cameron jest w stanie wyciągnąć kraj z opałów? Sporo osób w to wątpi:
Zresztą wątpliwości rosną jeszcze bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę, że burmistrzem Londynu jest zawodnik z nr 10 na koszulce:
XIX wiek należał do Imperium Brytyjskiego Królowej Wiktorii, XX wiek do USA, XXI prawdopodobnie będzie erą dominacji Chin:
Co z tego wynika dla polskiego inwestora (jeśli chodzi o UK)? Przede wszystkim nie polecałbym nikomu trzymać oszczędności w funtach. Prędzej skorzystaj z dobrego kursu walutowego (funt po 4,6 zł) i wybierz się na wycieczkę do Londynu, który stał się przez to dla polskiego turysty nieco bardziej przystępny cenowo - z "ekstremalnie drogi", zrobił się "tylko" drogi. Jeśli natomiast mieszkasz i pracujesz w Wielkiej Brytanii, pomyśl o dywersyfikacji oszczędności, żeby w razie czego nie zatonąć z Wyspami.
niedziela, 27 marca 2011
London Calling
Napisane przez
Zbyszek Papiński
o godz.
13:18
Tagi funt, inwestycje, London, protesty, Wielka Brytania