Zacznijmy od tego, jaki był 2018 rok.
Bardzo dziwny.
Z jednej strony w styczniu WIG pobił swój rekord wszech czasów i aktualnie wynosi on 67 933,05 pkt, a z drugiej niemal cały czas trwała ucieczka kapitału z polskiego rynku akcji, co najlepiej ilustruje spadający od wielu miesięcy indeks cenowy warszawskiej giełdy:
Od szczytu w marcu 2017 r. stracił on aż 42%, a formalnie bessa na szerokim rynku z punktu widzenia tego wskaźnika zaczęła się pod koniec marca br. po zaliczeniu spadku ponad 20% od wierzchołka.
Obraz nieco zaciemnia lepiej zachowujący się indeks WIG20.
Dlatego na WIG-u żadnego dramatu nie widać.
Tymczasem inwestorzy indywidualni zwykle skupiają się na mniejszych spółkach, a na większości z nich ponieśli straty, czasem bardzo duże.
Poza tym wstrząsany licznymi skandalami i aferami polski rynek kapitałowy otrzymał mnóstwo ciosów i jednym ze skutków ubocznych była masowa ucieczka z funduszy inwestycyjnych. W tym roku do końca listopada wycofano z nich 8 mld zł, z czego z samych funduszy akcyjnych 3,2 mld zł (jedynie w styczniu zanotowały one dodatnie saldo napływów).
Do kryzysu zaufania dołóżmy jeszcze słabe wyniki inwestycyjne.
Nie znamy jeszcze podsumowania trwającego kiepskiego grudnia, ale i tak w 2018 r. wygląda to marnie praktycznie we wszystkich kategoriach (ostatnia kolumna):
Na szczęście pojawiają się pozytywne zmiany, w tym regulacyjne, ograniczające wysokość opłat pobieranych przez TFI. W długim terminie będą one służyć klientom.
Popieram ten kierunek i między innymi dlatego za drobne kupuję tanie fundusze indeksowe PZU.
W tym momencie sentyment do naszej giełdy jest bardzo negatywny i samo kontrariańskie myślenie czy relatywnie niskie wyceny spółek zupełnie mnie nie przekonują. Do wzrostów potrzebny jest świeży kapitał.
Ten zagraniczny koncentruje się przede wszystkim na spółkach z WIG20.
Tymczasem na całym świecie trwa gwałtowna wyprzedaż. Amerykańskie indeksy mocno lecą w dół i wiele wskazuje, że znajdują się już w bessie.
Ostatnio hossę napędzały spółki technologiczne. Jednak w tym roku zaczęły one tracić blask i również indeks Nasdaq spada coraz niżej,
Patrząc na różne miary wycen, amerykańskie akcje nie należą do najtańszych i mają z czego spadać po latach pompowania balonika:
Sytuacja stała się na tyle poważna, że tuż przed świętami amerykański sekretarz skarbu Steven Mnuchin zwołał pilne zebranie sztabu kryzysowego, czyli tak zwanego "Plunge Protection Team". Chwilowo poskutkowało, o czym świadczy dzisiejsza "zielona" sesja giełdowa.
Równocześnie oliwy do ognia dolewa prezydent Trump, który coraz głośniej mówi o konieczności doprowadzenia do dymisji (jego zdaniem) "jastrzębiego" prezesa Fed-u Powella.
Gdyby bessa rozkręciła się na dobre, popsułaby nastroje również wśród konsumentów, co w połączeniu z powolnym zacieśnieniem polityki monetarnej Fed-u i innych banków centralnych doprowadziłoby do wyraźnego zwolnienia światowej gospodarki. W takim wariancie możliwe byłoby powstrzymanie się przed kolejnymi podwyżkami stóp procentowych w USA w przyszłym roku i to bez żadnych nowych gróźb Trumpa.
Szerszą analizę dotyczącą rynków międzynarodowych przeczytacie tutaj (po angielsku).
Poza tym, jeżeli faktycznie po wielu latach wzrostów rozpoczęliśmy światową bessę, ciężko mi sobie wyobrazić, aby nasz rynek szedł pod prąd i pokazywał nadzwyczajne wyniki.
Natomiast wiadomo, że rynki lubią zaskakiwać, a na giełdach działa sporo algorytmów opierających się na regresji do średniej, czyli mogą one próbować odwrócić rysujący się trend spadkowy.
Dlatego przyszły rok powinna cechować znacznie większa zmienność niż obecny.
Zobaczymy, czy tak się stanie.
Dla naszej giełdy pozytywem będzie lipcowy start PPK. Na pewno poprzedzi go intensywna kampania zachwalająca zalety tego programu i przy okazji inwestowania na giełdzie. Z tego powodu część inwestorów zaczyna ustawiać się pod to, nawet zanim jeszcze jakikolwiek kapitał popłynął do nowych funduszy.
Podejrzewam, że w PPK zostanie całkiem sporo ludzi, ponieważ wypisanie się z nich wymaga złożenia specjalnego formularza i części osób po prostu nie będzie się chciało tego robić. No i istnieje jakaś grupa, która chce dać tym funduszom szansę.
W związku z tym przewiduję wciąż relatywnie większą siłę indeksu WIG20, przynajmniej w pierwszej połowie roku.
Teoretycznie fundusze PPK mogą pociągnąć też i mniejsze spółki, ale nie sądzę, żeby wykorzystano w nich maksymalne limity (do 20% portfela akcyjnego w spółki z mWIG40 oraz do 10% w pozostałe) ze względu na niską płynność maluchów.
Wspomniana płynność sprawia, że zagranica też stawia na największych.
Dlatego za jakieś nieduże pieniądze nie wykluczam zakupów ETF-ów na WIG20 (w styczniu pojawią się nowe) i na pewno za niewielkie środki będę dalej kupował jednostki indeksowe funduszu inPZU w ramach przedstawianej na blogu strategii.
Ta sama strategia "nakazuje" mi regularne zakupy jednostek funduszu inPZU Akcje Rynków Rozwiniętych.
Skoro istnieje spore ryzyko, że zaczęła się ogólnoświatowa bessa, być może spróbuję obstawiać spadki.
Będę jeszcze się przyglądał i szukał jakiegoś słabego ogniwa. Może DAX?
Co do pojedynczych akcji, ostatnio mocno ograniczyłem aktywność, nawet na rachunku IKE. Na razie wstrzymuję się z zakupami, także dlatego, że przymierzam się do zmiany biura maklerskiego.
Ewentualne styczniowe transakcje w portfelu IKE będę podawał na bieżąco w komentarzach do tego wpisu.
Na pewno jakieś spółki będę kupował w przyszłym roku. Jednak pozostanę raczej wybredny i nie zaangażuję w nie zbyt dużej części portfela.
Tutaj może wyłuskacie coś dla siebie. Nie podzielam optymizmu tych analityków, ale nie muszę mieć racji.
W tym roku planowałem nieco dokładniej przyjrzeć się kryptowalutom. I tak zrobiłem.
Nadal nie przekonałem się do nich i dlatego odpuściłem temat. Nie umiem ich w żaden sensowny sposób wycenić. Niech bawią się w to mądrzejsi ode mnie.
PODSUMOWANIE
Kończymy bardzo trudny i zaskakujący rok. Niewiele aktywów dało zarobić - na przykład wybrane zboża czy pallad, a z polskiego punktu widzenia całkiem nieźle wyszli posiadacze amerykańskich dolarów. Hitem okazały się prawa do emisji dwutlenku węgla.
Z jednej strony zobaczyliśmy maksima wszech czasów na polskim indeksie szerokiego rynku WIG oraz amerykańskim S&P 500, a z drugiej silne spadki, które być może oznaczają początek światowej bessy.
W tej sytuacji liczy się chłodna głowa i zimna kalkulacja.
Aktywni spekulanci mogą spróbować swoich sił szukając dogodnych miejsc do otwarcia pozycji na spadki. Okazji nie powinno zabraknąć. Zobaczymy, czy uda mi się taką/takie znaleźć.
Osobiście nadal na pierwszym miejscu stawiam ochronę kapitału, podobnie jak w całym 2018 r. W efekcie w kończącym się roku nie zanotowałem ani jakichś efektownych zysków, ani poważniejszych strat. Lepszy wynik wykręciłem w 2017 r.
Aktualizacja piątek 28 grudnia.
Dodałem ankietę na Twitterze:
Jak nam poszło inwestowanie w 2018 r.?— Zbyszek Papiński (@appfunds) 28 grudnia 2018
W moim przypadku w sumie ciężko o inny rezultat, kiedy angażuje się tak mało kapitału i unika rynków lewarowanych (dla mnie było w tym roku raczej za późno na long na indeksach, a za wcześnie na short).
W okresie turbulencji czasem nie warto kombinować i lepiej przeczekać trudne czasy na gotówce czy lokacie lub koncie oszczędnościowym.
W 2019 r. za niewielkie kwoty wciąż będę kupował fundusze indeksowe i ETF-y, co oznacza koncentrację głównie na indeksie WIG20 oraz indeksach zagranicznych. Mogę sobie na to pozwolić, nawet jeśli bessa potrwa długo, ponieważ moje zaangażowanie w akcje i ich odpowiedniki jest obecnie śladowe.
Zasadniczo nie pochwalam uśredniania w dół, szczególnie w przypadku pojedynczych spółek. Natomiast z indeksami sprawa wygląda nieco inaczej, ponieważ ich konstrukcja jest taka, że premiują one zwycięzców, których udziały z czasem rosną, a z indeksów usuwa się słabe spółki i bankrutów. Z tego powodu w wieloletnim horyzoncie czasu (w większości) indeksy giełdowe rosną, mimo czasem bardzo dużych obsunięć po drodze.
Inną zaletą ETF-u/funduszu indeksowego jest kupno od razu całego gotowego, zdywersyfikowanego portfela akcyjnego i ponoszenie znacznie niższych kosztów finansowych i czasowych związanych z samodzielną jego budową z wielu akcji i późniejszym jego monitorowaniem/przebudowywaniem.
Oczywiście przy dużym nakładzie pracy doświadczony inwestor jest w stanie taki portfel tworzyć samodzielnie, ale dla większości osób praktyczniejszym rozwiązaniem wydaje się tani ETF/fundusz indeksowy.
W długim terminie regularne zakupy funduszy indeksowych/ETF-ów powinny dać zarobić jakieś pieniądze. Tak przynajmniej pokazuje historia. Oczywiście żadnych gwarancji nikt nam nie wystawi.
Jakie są Wasze plany inwestycyjne na 2019 r? Zapraszam do komentarzy.