niedziela, 18 maja 2014

Co zrobić z wolną gotówką, czyli w oczekiwaniu na przelew 4 mld zł do ZUS

W tym roku polska giełda specjalnie nas nie rozpieszcza. Świadectwem mizerii jest niska zmienność oraz odnotowane w tym roku przez główne indeksy następujące stopy zwrotu: WIG -0,8%, WIG20 -0,3% oraz WIG30 +0,8%.

W świetle prawdopodobnej rozbiórki OFE (przez kilkadziesiąt dni deklarację pozostania w OFE złożyło zaledwie 80 tys. osób spośród 16,7 mln uprawnionych, czyli mniej niż 0,5 proc.na naszym rynku kapitałowym nastąpi zasadnicza zmiana: OFE ze strony popytowej staną się podającymi gorący towar. 

Jak wylicza w swojej symulacji DM mBanku, przy założeniu, że w OFE pozostanie 5 procent obecnych członków, już w listopadzie tego roku OFE będą zmuszone przekazać do ZUS ponad 4 mld złotych.

To efekt tak zwanego "suwaka bezpieczeństwa", czyli zasady, zgodnie z którą 10 lat przed przejściem klienta na emeryturę jego środki będą stopniowo przenoszone do ZUS i zamieniane z rzeczywistych pieniędzy na ZUS-coiny (elektroniczny zapis).

Maklerzy uspokajają, że OFE znajdą gotówkę i nic złego GPW nie grozi, ale ja wolę dmuchać na zimne.

Dlatego stanąłem przed pewnym problemem. Na rachunku IKE leży trochę grosza i zastanawiam się, co zrobić z wolną gotówką? 

Macie jakieś pomysły? Jeśli tak, zapraszam do komentarzy.

Więcej na temat IKE znajdziesz w oddzielnym artykule.


O ile w przypadku środków poza IKE znajdziemy mnóstwo opcji - najprostszą wydaje się wybór dobrze oprocentowanej lokaty, tu pole manewru mocno się zawęża.

Muszę tu podkreślić, że w sumie chodzi mi o "zaparkowanie" gotówki na kilka miesięcy w oczekiwaniu na zachowanie rynku po wspomnianym wielce prawdopodobnym demontażu OFE oraz po kolejnych harcach Putina. Docelowo te pieniądze chcę wykorzystać do zakupu akcji. Jednak liczę na bardziej atrakcyjne wyceny niż obecne.

Oczywiście rynek zrobi swoje i mogą na przykład powrócić zwyżki, których nie należy pochopnie  przekreślać - w końcu dopiero co pod koniec kwietnia w wypowiedzi dla "Parkietu" sam stwierdziłem, że uwzględniając kursy na koniec miesiąca - dopóki indeks WIG nie spadł poniżej 50 tys. pkt, dopóty nie powinniśmy odwoływać wzrostów. No i indeks jakoś tam (z pewnymi problemami) broni się powyżej tego poziomu:

Kliknij w wykres aby powiększyć
Zresztą perspektywy gospodarcze Polski wyglądają całkiem obiecująco - rośnie PKB, płace, zatrudnienie...

Jeśli zagranica nagle zapałałaby miłością nie tylko do tanich polskich pracowników, ale też do naszej GPW, może obawy okazałyby się jednak płonne.

Z tego powodu nawet ostatnio dorzuciłem do portfela IKE pakiecik akcji Banku Handlowego. Po fakcie można byłoby się teraz trochę powymądrzać, że lepiej było wziąć udział w IPO BNP Paribas.

Poza tym powiedzenie "Sell in May and go away", czyli tradycyjna sprzedaż akcji w maju i powrót na rynki jesienią statystycznie nie za bardzo sprawdza się w ostatnich latach na GPW. Spójrzmy na stopy zwrotu indeksu WIG liczone od zamknięcia maja do zamknięcia października w ostatnim dwudziestoleciu (obliczenia własne, dane za stooq.pl):


Jednak gdybym zarządzał dużym portfelem instytucjonalnym, prawdopodobnie wolałbym czekać na podaż akcji ze strony OFE i promocję, niż teraz pakować się na polski rynek. Takiego zagrożenia nie ma przecież w innych państwach zaliczanych do emerging markets.

A MOŻE OBLIGACJE KORPORACYJNE?

Niestety, żadne biuro maklerskie nie oferuje oprocentowanego rachunku IKE, więc dość logicznym tropem byłoby poszukanie czegoś interesującego wśród obligacji korporacyjnych, szczególnie dlatego, że dzięki IKE nie płacimy podatku od wypłacanych nam odsetek.

Kiedy pisałem artykuł o obligacjach, wskazałem na liczne wady tego rynku w Polsce. Na początku wszystko wyglądało bardzo pięknie - spółki pożyczyły pieniądze i ludzie cieszyli się jak małe dzieci, że emitenci wypłacają im drobne odsetki. Później zrobiło się mniej różowo, kiedy przyszło do oddawania całości pożyczonego kapitału.

Nagle czar prysł i co chwila dowiadujemy się o kolejnych niesolidnych dłużnikach i ich "defaultach". 



I na dodatek niewiele można potem wskórać - Emil Szweda z Obligacje.pl stwierdza bez ogródek:


Do tej pory nikt na Catalyst nie odzyskał ani złotówki z zabezpieczenia obligacji.

Taka jest rzeczywista jakość zabezpieczeń, a i tak dużo papierów "zabezpiecza" jedynie słowo honoru prezesa spółki.

Dlatego stąpamy po kruchym lodzie i na pewno w przypadku mniejszych spółek trzymam się prostej zasady: wolę kupić ich akcje niż obligacje. Tu i tu mogę stracić całość środków, a w przypadku akcji nie istnieje ograniczenie, że zarobię co najwyżej 7 czy 8 procent rocznie, o które muszę się na dodatek martwić.

Poza tym również duzi emitenci mogą borykać się z poważnymi problemami - proponuję zajrzeć do ostatniego raportu DM BPS.

W tej sytuacji uznałem, że na Catalyst maksymalnie mógłbym wrzucić teraz 5 tys. zł z rachunku IKE.

No to policzmy - jeśli teoretycznie wyszukałbym papiery z rentownością powiedzmy 8 procent rocznie (dość ambitne założenie), to w gruncie rzeczy chodzi o jakieś 200 złotych do ugrania przez kilka miesięcy. Czy opłaca się wchodzić w temat? Nie za bardzo. Może miałoby to jakiś sens jedynie edukacyjnie dla kogoś nowego, ale ja takie papiery kupowałem już dobrych parę lat temu i wycofałem się w porę z rynku po pierwszych zonkach.

Początkowo miałem na taką analizę poświęcić część weekendu. Jednak odpuszczam i wybieram wariant spokojnego czekania na rozwój wypadków na gotówce. Nie mam zamiaru nigdzie się spieszyć. Zobaczymy, czy i kiedy doczekam się promocyjnych cen akcji na GPW.

Czasem lepiej stracić okazję niż pieniądze.