Lepiej się sprzedają niż ci, którzy mówią jedynie o pewnych scenariuszach lub założeniach. Wiadomo - nuda. Na dodatek brak wyraźnego komunikatu, co kupić. No a przecież samodzielne myślenie jest takie bolesne. Lepiej niech się nim zajmą inni.
Osobiście od bardzo dawna twierdzę na blogu, że każde wróżenie (łącznie z moim) należy traktować raczej w kategorii rozrywki umilającej pracę przy własnych metodach inwestowania i ich realizacji. Poza tym większość gadających głów z instytucji finansowych ma za zadanie tak naprawdę zapewnić odpowiednią ekspozycję medialną firmy, w której pracują. I tylko tyle. Nawet sami nie muszą specjalnie przejmować się tym, co głosili miesiąc wcześniej. Nikt ich przecież z tego nie rozlicza, tylko z aktywności w mediach i produkcji analiz/komentarzy.
A jaka jest ich wartość?
Firma CXO Advisory zebrała 6582 publiczne prognozy dotyczące amerykańskiego rynku akcji stworzone przez 68. guru w latach 2005-2012. Eksperci posługiwali się różnymi metodami - analizą fundamentalną, techniczną, wskaźnikami sentymentu i innymi.
Jaką uzyskali skuteczność?
47,4% czyli przegrywają z rzutem monetą, który daje nam 50% pewności.
Czołowy ekspert giełdowy (fot. yochim/sxc.hu) |
Ken Fisher (fot. YouTube) |
A co obecnie myśli na temat rynku?
W lutym Fisher zapowiedział, że 2014 rok będzie burzliwy dla amerykańskiej giełdy. W artykule "All or nothing in 2014" (wszystko albo nic w 2014) założył, że albo indeksy poszybują ponownie wysoko w górę o co najmniej 20 procent, albo czeka nas solidna korekta, minimum 10-procentowa.
Licząc od początku roku, aktualnie indeks giełdowy S&P 500 znajduje się 2,17 procent na plusie i właściwie poza krótkim epizodem spadkowym na przełomie stycznia i lutego nic szczególnego się na nim nie dzieje. Trwa pełzająca hossa.
Za to słabiej zachowują się mniejsze spółki z indeksu Russell 2000: -4,73 proc. YTD.
Podobne zjawisko obserwujemy w Polsce, gdzie WIG aktualnie plącze się w okolicach zera (od początku 2014):
Kliknij w wykres, aby powiększyć |
Kliknij w wykres, aby powiększyć |
Bohaterowie hossy są zmęczeni, tak jak choćby Quercus Sebastiana Buczka.
Kliknij w wykres, aby powiększyć |
Czy jest w tym coś niezwykłego?
Absolutnie nie. W 2007 roku pierwsze zaczęły tanieć małe i średnie spółki, potem przełożyło się to na osłabnięcie WIG-u, a dopiero na końcu najcięższego indeksu WIG20 (tym razem ten ostatni od dawna utknął w "boczniaku").
Historia nie musi ponownie się powtórzyć, ale jeśli tak się stanie, nikt nie powinien udawać zaskoczonego, I zamiast napalmu polecam w takim wariancie stosowanie zleceń obronnych, ewentualnie grę na spadki.