Okazuje się, że nie będzie to łatwe, proste i przyjemne, a strategie, które przynoszą natychmiastowy efekt w oszczędzaniu, tu nie działają w taki sam automatyczny sposób.
- Czy warto tracić czas na inwestowanie, skoro wynik jest niepewny, a premia niewielka? Jeśli wpłacę 10 tys. złotych na lokatę, otrzymam za rok 300 złotych pewnego zysku i mam spokojny sen. Inwestując, mogę nie tylko nie zarobić tych trzystu złotych, ale nawet stracić jakąś część pieniędzy. Kto wie? Może nawet wszystko. Po co mi dodatkowy stres?
fot. Tolga Kostak/sxc.hu |
Partnerem miesiąca cyklu Elementarz Inwestora jest Squaber – serwis internetowy służący do analizy spółek giełdowych i alarmowania nas wtedy, kiedy z naszymi akcjami dzieje się coś istotnego. Więcej o serwisie dowiesz się tutaj.
To jest artykuł z cyklu Elementarz Inwestora prowadzonego równolegle na blogach Jak oszczędzać pieniądze? oraz APP Funds. Jeśli chcesz być na bieżąco powiadamiana/-y o nowych artykułach, zapisz się na newsletter. Akcję można śledzić też na Facebooku przez dołączenie do grupy Elementarz Inwestora (tu na bieżąco podajemy zawierane transakcje) oraz na Twitterze - #ElementarzInwestora. Aktualny spis wszystkich materiałów znajdziesz tutaj.
UWAGA! Informacje przedstawione w tym artykule i na tej stronie internetowej są prywatnymi opiniami autora i nie stanowią rekomendacji inwestycyjnych w rozumieniu Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 roku w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych, ich emitentów lub wystawców (Dz. U. z 2005 roku, Nr 206, poz. 1715). Czytelnik podejmuje decyzje inwestycyjne na własną odpowiedzialność!
O co chodzi?
Na przestrzeni wielu lat posiadający długą historię amerykański rynek akcji przynosi średnio rocznie około 9 procent zysku. Co ciekawe, podobny wynik osiągnął w ostatnim piętnastoleciu nasz WIG (dokładnie 8,7 proc.) - wcześniejsze dane wydają się problematyczne ze względu na wysoką inflację i małą liczbę spółek obecnych na warszawskim parkiecie.
Jeśli odliczymy podatki (przypominam o tarczy podatkowej dzięki IKE/IKZE), w przypadku wspomnianych wcześniej dziesięciu tysięcy złotych mamy 300 złotych zysku na lokacie kontra 700 zł na giełdzie (na dodatek hipotetyczne). Pozornie różnica jest niewielka.
No to spójrzmy długoterminowo:
Nie chodzi teraz o konkretne liczby, ponieważ nie znamy przyszłej inflacji, zmienia się oprocentowanie lokat, a giełda w rzeczywistości porusza nieco inaczej:
Kliknij, aby powiększyć |
Ważniejsza jest sama decyzja, czy pozostaniesz przy niebieskiej kresce z wcześniejszego wykresu, czy poszukasz sposobów na dotarcie do tej czerwonej (a może i wystrzelisz w górę znacznie wyżej?).
Droga do niej nie musi wcale prowadzić wyłącznie przez giełdę, co staramy się pokazać z Michałem w Elementarzu. Przedstawiamy całą gamę instrumentów po to, żeby każdy znalazł coś odpowiedniego dla siebie - ktoś odnajdzie się na giełdzie, inna osoba na foreksie, a jeszcze inna rozkręci biznes czy wejdzie w nieruchomości. Najważniejsze jest działanie, a rozpoczęcie od małych kwot pozwala nam na stopniowe poznawanie rynków i samego siebie. Ta wiedza przydaje się nie tylko w inwestowaniu.
Sam dzięki niej może nie zostałem milionerem, ale na przykład naprawdę trudno mnie oszukać i potrafię w miarę nieźle kalkulować ryzyko w najróżniejszych sytuacjach.
No i trzeba pamiętać, że jeśli oczekujesz wysokich stóp zwrotu, musisz wykonać mnóstwo pracy, a efekt nie zawsze musi być taki, jakiego się spodziewasz.
Tu dochodzimy do ważnego punktu - same cyferki, procenty i wykresy to zdecydowanie za mało. Liczy się motywacja.
W ten sposób dotarliśmy do zasadniczego tematu dzisiejszego wpisu, czyli psychologii inwestowania i związanych z nią finansów behawioralnych.
Co do tej motywacji - znam pewną sztuczkę: skorzystaj z programu jednego z amerykańskich banków i popatrz na siebie, jak będziesz wyglądać za wiele lat. Tak, to dla tej osoby oszczędzasz i inwestujesz nadwyżki finansowe.
Kiedy nawet powiesz - Dobra! Wchodzę w to!, zabawa dopiero się zaczyna. Nasz mózg jest zupełnie nieprzystosowany do rynków finansowych. Zachowania, które w toku ewolucji pozwoliły nam przetrwać, w inwestowaniu często prowadzą do finansowej samozagłady.
PUŁAPKI MYŚLENIA
Klasycznym przypadkiem jest owczy pęd, czyli podążanie za tłumem. W życiu codziennym takie zachowanie może mieć pewien sens - na przykład przyjeżdżasz do nieznanego kraju i szukasz restauracji, w której dają dobrze zjeść za przystępną cenę. Zapewne wybierzesz taką pełną ludzi, najlepiej tubylców, nie turystów. Podobnie na stadionie nie będzie najlepszym pomysłem dopingowanie Legii na trybunie zagorzałych kibiców Lecha.
Tymczasem na giełdzie takie działanie oznacza poważne problemy - tłum najchętniej kupuje u szczytu hossy, a sprzedaje w okolicach dna bessy. Na dodatek takiemu postępowaniu wtórują media, które na zmianę potęgują nastroje euforii bądź paniki, Sam pracowałem parę lat w tej branży i wiem, jak to funkcjonuje od środka. Trwa walka o oglądalność na każdym poziomie, ponieważ grono odbiorców wartościowych treści zawsze będzie ograniczone. Większość pożąda taniej sensacji.
Dlatego dla niektórych inwestorów masowe media są niezłym "antywskaźnikiem" i postępują oni dokładnie na odwrót.
W ostatnich latach ze względu na dominację transakcji wykonywanych przez programy komputerowe sygnały przestały być takie oczywiste. Za to pojawiają się próby analizy mediów społecznościowych (zwłaszcza Twittera) i ich związku z ruchami cen.
Regularnie powstają kolejne bańki spekulacyjne, a potem pękają z hukiem, często po ogłoszeniu przez kogoś "tym razem jest inaczej". Z tego powodu tak ważne pozostaje niezależne myślenie, umiejętność spojrzenia z zewnątrz bez względu na aktualnie zajmowaną pozycję.
Dla posługującego się analizą techniczną prostą sztuczką może być odwrócenie wykresu do góry nogami i sprawdzenie, jak postrzegasz rynek. Jeśli nadal widzisz wzrosty, coś z Tobą jest nie tak.
Nowicjusza rozpiera energia, a przesadny optymizm zwykle prowadzi do zbyt ryzykownych posunięć. Co paradoksalne, początkowy szybki sukces bywa niebezpieczny, ponieważ świeży adept zaczyna czuć swoją nadprzyrodzoną moc i prędzej czy później kończy się to dotkliwą porażką.
Wielu z nich automatycznie przypisuje sukcesy samemu sobie i własnym nadzwyczajnym zdolnościom, a winą za straty obarcza innych.
Nadmierna pewność siebie dotyka również nawet najbardziej doświadczonych.
W grudniu 2007 roku ówczesny prezes GPW Ludwik Sobolewski przepowiadał hossę w 2008 roku. Kiedy miesiąc później kilku analityków ostrzegało, że trwające wtedy dynamiczne spadki grożą czymś znacznie poważniejszym niż zwykłą korektą, prezes Sobolewski grzmiał:
Pewne zjawiska muszą zostać wyeliminowane napalmem, do zera.
Równocześnie zapowiedział wtedy powstanie specjalnej rady etyki, która miała oceniać jakość ukazujących się w mediach publikacji na temat giełdy.
Tymczasem rynek sprawił prezesowi niezłego psikusa:
Kliknij, aby powiększyć |
Minęło ponad sześć lat, a WIG wciąż znajduje się niżej niż na początku stycznia 2008 roku...
Pomińmy teraz kwestię, czy faktycznie prezes giełdy powinien zajmować się prognozowaniem hossy i bessy lub reagować na komentarze analityków. Ważniejsze jest coś innego - na rynku pieniądze tracą także eksperci, ponieważ wielu z nich uważa, że jeśli zdobyli tytuły naukowe i nagromadzili dużą ilość wiedzy, będą z łatwością mogli nie tylko zarabiać, ale wręcz przewidywać przyszłe ruchy rynków.
Podobne złudzenie dotyka często osoby, które sądzą, że im więcej poznają bieżących wiadomości rynkowych, danych i komentarzy, tym lepsze osiągną rezultaty. O ile nie jest to niedozwolony "insider trading", wcale nie zdobywają znaczącej przewagi, za to na pewno dokonują większej liczby transakcji, co cieszy głównie brokera.
Doskwiera nam też iluzja kontroli - wielu graczy w Lotto głęboko wierzy, że jeśli sami wypełniają kupon, ich szanse znacząco wzrosną w stosunku do tych obstawiających metodą "na chybił trafił".
Lepiej kupcie sobie piwo, albo dziecku loda :)
Noblista David Kahneman stwierdził, że Twoim największym wrogiem jest zbyt przerośnięte ego. Dlatego ostatecznym arbitrem powinien być rynek. Łatwiej i skuteczniej reagować, niż na siłę prognozować.
Ten sam Kahneman wraz z Tversky'm zauważyli, że cechuje nas olbrzymia awersja do straty. Średnio odczuwamy ją ponad dwukrotnie silniej od zysku i dlatego chcemy jej za wszelką cenę uniknąć. Prowadzi to do tego, że obawiając się bólu trzymamy na rachunku pozycję nawet wtedy, kiedy zniknęły powody, dla których kupiliśmy dane akcje.
Klasycznym przykładem mogą służyć walory JSW, sprzedawane w ofercie publicznej w 2011 roku:
Kliknij, aby powiększyć |
Kliknij, aby powiększyć |
Natomiast sporo osób zamieniło krótkoterminową spekulację w długoterminową inwestycję, czyli zmieniło pierwotny plan i bojąc się zrealizować stratę, inwestorzy doprowadzili do tego, że teraz, aby wrócili do ceny emisyjnej 136 zł, potrzebują aż ponad 200 procent zysku. Nie będzie łatwo.
Poza tym pechowi inwestorzy zmagają się z efektem zakotwiczenia, czyli dla nich najważniejsze jest "wyjść na zero" - kurs "musi" osiągnąć poziom 136 zł, obojętnie kiedy. Wtedy sprzedaż nie będzie kojarzyła się z bólem.
Efekt zakotwiczenia może przybierać zabawne formy. Aby zwiększyć sprzedaż piwa, pewna sieć umieściła napis "limit 12 puszek na osobę"' (za P.Knott "To Boli!"). W rezultacie klienci przeciętnie kupowali po siedem puszek. Po usunięciu napisu sprzedaż spadła o połowę.
Z drugiej strony strach przed stratą skłania nas do zbyt szybkiej realizacji zysków.
Przejdę do aktualnego przykładu. W ramach Elementarza Inwestora 31 marca kupiłem jedną akcję Budimeksu oraz siedem Cyfrowego Polsatu.
Kliknij, aby powiększyć |
I teraz obserwuję u siebie ciekawe zjawisko. Mimo wielu lat spędzonych na giełdzie nadal jakiś diabełek po cichu mi podpowiada "Sprzedaj Budimex, póki jesteś na plusie!" Co dziwne, milczy on w sprawie Cyfrowego Polsatu. Udaje, że go nie widzi.
Czy nie brzmi to dla Ciebie dziwnie znajomo? Tak wygląda efekt dyspozycji.
Oczywiście nie wiem, co stanie się z kursami tych akcji i na dodatek głównym celem nabycia BDX było pokazanie, jak działa mechanizm wypłaty dywidendy, ale na tę przypadłość cierpię od lat.
Przejrzałem swoje transakcje i znalazłem prawdziwą perełkę (nie jedyną):
Tak, w szczycie paniki kupowałem akcje banku. Nawet na nich zarobiłem, całe 68,24 zł. A co wydarzyło się później?
Kliknij, aby powiększyć |
Dlatego warto główkować nad takimi rzeczami, a nie wyłącznie polować na promocje bankowe. Czy nie lepiej zostać współwłaścicielem banku, niż jego klientem?
Czasem przytrafia się odwrotna sytuacja i inwestor związuje się z daną spółką emocjonalnie. Może w niej pracuje, lubi jej produkty czy otrzymał akcje w spadku? Taka osoba często szuka jedynie pozytywnych informacji o firmie (efekt potwierdzenia) i przy okazji chce udowodnić, że podjęła właściwą decyzję stawiając na właśnie te akcje. Nierzadko głosi swoją dobrą nowinę na forach internetowych i każdą negatywną opinię o spółce traktuje jak osobistą zniewagę.
JAK UNIKNĄĆ KOSZTOWNYCH BŁĘDÓW?
Jednym ze sposobów jest prowadzenie dziennika transakcji. Może on przybrać dowolną formę.
Przykład:
31 marca 2014 r. - opisałem analizę techniczną i fundamentalną, więc testowo kupiłem na otwarciu sesji akcje dwóch odpowiednio płynnych spółek: BDX i CPS (134,5 i 21,6 zł). Wyceny nie wydają się szczególnie atrakcyjnie, AT też nie pokazuje nic ciekawego. Po prostu tak wypadło w grafiku EI. Lepszy Budzik - trzymam trochę na IKE. Pewnie wyjdzie mniej więcej jak cały rynek, a ten idzie w bok. BDX - czekam na dywidendę, CPS - stop loss 18 zł (mała sztuczka - jeśli spadnie poniżej 18 zł na zamknięciu, następnego dnia wywalam na otwarciu).
A jakie przemyślenia na temat psychologii inwestowania ma Marcin Tuszkiewicz, ekspert Squabera?
Każdy odczuł wpływ emocji na swoje inwestycje, również i ja. Swoje doświadczenia z rynkami finansowymi zacząłem od giełdy i pomimo tego, że byłem młody (większa skłonność do ryzyka, odwaga - a czasem i głupota), już wtedy czułem strach przed stratą i jednocześnie nadzieję wielkich zysków. Snułem marzenia i widziałem siebie w pięknym domu i szybkim samochodzie. Co się zmieniło od tamtej pory? Niewiele, ale tylko na pozór. Dalej jest strach przed stratą i nadzieja wielkich zysków i wciąż są marzenia. Jednak strach nauczyłem się kontrolować, nadzieja wielkich zysków nie jest bezpodstawna, a marzenia się urealniają. A to wszystko dzięki wytrwałości i ogromnej pracy. Wiele osób, które zaczyna przygodę zatrzymuje się w połowie drogi i stwierdza, że to nie jest dla nich. Owszem, nie każdy może inwestować, tak samo jak nie każdy może zostać piłkarzem, pianistą czy też profesorem. Te zawody wymagają poświęcenia, 100% oddania sprawie. Sukces jest wprost proporcjonalny do wysiłku i serca włożonego w codzienne inwestycje. Nie ma wymówek, nie ma zwalania winy na innych. Wszystko jest w Twoich rękach - pierwszą rzeczą, jaką musisz zrobić, to podjąć decyzję, że się nie wycofasz. Wystarczy wziąć do ręki biografie ludzi sukcesu. Wszyscy podkreślają, że kluczem do sukcesu jest ciężka praca, wyrzeczenia i oddanie sprawie. Wielu z nich podkreśla jeszcze istotę wiary w to, że się uda. Tylko wtedy tak naprawdę jest możliwe dojście do wyznaczonych sobie celów. A Ty wierzysz, że osiągniesz swoje?
Jeden z moich znajomych, przez błędne decyzje stracił na rynku w ciągu dosłownie kilku chwil (rynek lewarowany) wszystko, co zarobił przez kilka miesięcy ciężkiej pracy za granicą. Jakby wtedy się poddał i stwierdził, że to nie dla niego, nie byłby dzisiaj odnoszącym sukcesy profesjonalnym traderem. Wolał myśleć "skoro ja straciłem tyle pieniędzy, to ktoś to zarobił... jak?" i szukał odpowiedzi. Inny kolega rzucił pracę, postępował na przekór wszystkim dookoła, ponieważ wierzył w to, że inwestycje dadzą mu wolność o jakiej marzy. Dziś cieszy się majątkiem, swobodą i czerpie radość z każdego dnia. Nie z pieniędzy, ale z wolności, którą uzyskał dzięki pieniądzom zarobionym na rynku. Dobra znajoma, dzięki tradingowi otworzyła swoją własną firmę i pomaga innym w osiągnięciu niezależności finansowej. Takie przykłady mogę mnożyć, a chcę Ci przez nie pokazać, że najważniejsze to wiedzieć czego się chce, wierzyć w to, że się to osiągnie i robić wszystko, aby każde działanie było ukierunkowane na ten cel.
Ja także realizuje swoje marzenia i plany. Squaber to jeden z elementów mojego życiowego sukcesu. Zawsze pragnąłem uczyć i wspierać osoby, które dążą do swobody finansowej. Squaber jest narzędziem wspierającym w codziennych inwestycjach, a edukację prowadzę chociażby na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach. Wiele jeszcze przede mną, mam ogromne oczekiwania względem siebie, ale wierzę, że im sprostam. Nie jest łatwo, ponieważ nawet w udostępnionym Wam programie, moje algorytmy nie zadziałały na początku tak jak tego oczekiwałem. Jednak całe szczęście, że w życiu większość błędów można naprawić i wrócić na ścieżkę prowadząca do sukcesu. Teraz po nocach siedzę nad kolejnymi ulepszeniami i algorytmami, które mają pomagać Ci w pomnażaniu oszczędności. Ale to nie wszystko. Wciąż są rynki finansowe, aktywnie handluje od ponad 5. lat i nie wyobrażam sobie zaprzestać tej działalności. Poza pieniędzmi jest ogromna satysfakcja, że nauczyłem się tak trudnego zawodu. Życzę i Tobie, abyś każdego dnia osiągał cele i marzenia.
Dziennik tradera pomaga nam także zminimalizować negatywny wpływ efektu myślenia wstecznego, czyli "wiedziałem, że tak będzie". Po fakcie wszystko bardzo łatwo się ocenia. Z perspektywy czasu wszyscy doskonale wiedzą, że ceny mieszkań w 2007 roku były absurdalnie wysokie, a akcje w lutym 2009 roku sprzedawano za bezcen. Wystarczy posłuchać dowolnego analityka/ekonomistę w telewizji, czy poczytać ich komentarze w internecie. Szczególnie zabawne jest ich objaśnianie krótkoterminowych zmian kursów.
Dopiero w kuluarach ekspert po cichu przyznaje, że przed chwilą w studiu niby wszystko wiedział i przewidział, ale w realnym życiu spłaca kredyt zaciągnięty we franku po kursie w okolicach 2-2,5 zł, a jego "apartament" jest wart sporo mniej niż w 2006 czy 2007 roku. Wtedy wszyscy znajomi kupili, więc i on nie mógł być od nich gorszy.
Sam pamiętam, że w 2009 roku spodziewałem się tylko odbicia na giełdach, a nie potężnego ruchu w górę sterowanego przez banki centralne.
Jeśli uważasz ten blog za wartościowy, zachęcam do oddania głosu w konkursie "Ekonomiczny Blog Roku 2014 r."
Ciekawym przypadkiem jest księgowanie umysłowe, czyli skłonność do dzielenia naszych przychodów i wydatków na różne kategorie, co czasem prowadzi do nieracjonalnych decyzji ekonomicznych - na przykład ktoś spłaca drogi kredyt samochodowy i równocześnie odkłada na edukację dziecka (logicznie byłoby najpierw spłacić mocno obciążający budżet domowy kredyt samochodowy).
Podobnie inaczej traktujemy pieniądze otrzymane na przykład w prezencie, niż te okupione ciężką pracą.
Dlatego osoba, która ostatnio zarobiła na giełdzie dużo pieniędzy, będzie prawdopodobnie bardziej skłonna do ryzyka, ponieważ będzie traktowała te środki podobnie jak nieoczekiwany bonus w pracy.
Takich pułapek czyha na nas znacznie więcej (framing, heurystyki itd.) i nie sposób je wszystkie wymienić w jednym artykule.
CO JEST NAJWAŻNIEJSZE?
Natomiast warto pamiętać o tym, że najważniejszą walkę na giełdzie i innych rynkach toczymy sami ze sobą, naszymi emocjami i słabościami. Dlatego giełda mimochodem daje nam jeszcze coś - pozwala dokładnie poznać własną psychikę.
Tych emocji nie da się wyłączyć. One zawsze gdzieś w tle się pojawią. Dlatego tak istotne jest stworzenie własnej, indywidualnej strategii dopasowanej do naszego trybu życia, stanu konta, wiedzy czy profilu ryzyka. No i konsekwentna jej realizacja - a z tym różnie bywa.
I co ważne - ten proces nigdy się nie kończy. Jeśli uznasz, że wreszcie osiągnąłeś mistrzostwo, prawdopodobnie za chwilę poniesiesz kolejną klęskę.
Korzystając z okazji, Życzę Wszystkim Zdrowych i Pogodnych Świąt oraz wielu owocnych przemyśleń, także związanych z oszczędzaniem i inwestowaniem.