Według mnie to wcale tak nie działa i należy wykonać dokładną, samodzielną analizę dla każdego przypadku (czytaj: gospodarstwa domowego). Niektórych na przykład zwyczajnie nie stać na agresywne inwestycje (na przykład: mam 100 tys. zł, ale za rok kupuję mieszkanie), inni boją się strat i odczuwają przy nich wielki ból, a jeszcze inni mają dobrze płatną pracę i są gotowi na bardzo wysokie obsunięcie kapitału w zamian za szansę na jego zwielokrotnienie.
Patrząc na malejące procenty z lokat i coraz niższe odsetki z obligacji skarbowych, nie sposób nie zauważyć, że trzeba poszukać jakichś innych sposobów pomnożenia oszczędności. I jednym z nich niezmiennie pozostaje giełda (pomijam dziś inne pomysły, czyli obligacje korporacyjne czy inwestycje alternatywne).
Warto też nieco zmienić podejście do banków i szukać tych, które nam płacą oraz zamknąć niepotrzebne rachunki.
O ile nie jesteś aktywnym inwestorem i nie masz chęci czy czasu na ciągłe monitorowanie swoich pozycji, pole manewru wydaje się dość ograniczone, więc przypomnę opisywany na blogu rok temu prosty system inwestycyjny.
Autorem całej koncepcji jest Mebane Faber, który przedstawił ją w pracy "A Quantitative Approach to Tactical Asset Allocation."
Dzięki temu, że rynek amerykański pozwala na przetestowanie bardzo długiego szeregu danych łatwiej tam o wiarygodne wyniki. Okazały się one na tyle obiecujące, że doczekały się naukowej publikacji.
Jak brzmi zasada?
Kupuj na ostatniej sesji w miesiącu, kiedy wykres indeksu przebija średnią 10-miesięczną (SMA). Sprzedawaj na ostatniej sesji w miesiącu, kiedy indeks przebija średnią 10 SMA w dół..
A co robić w międzyczasie?
Nic, zajmij się swoimi sprawami. Ewentualnie pośmiać z prognoz analityków czy różnych guru.
A co robić po sprzedaży?
Trzymaj gotówkę w bezpiecznych, płynnych aktywach, typu lokaty/konta oszczędnościowe/bony skarbowe.
Aktualnie dla indeksu S&P 500 obowiązuje sygnał kupna, który padł na koniec stycznia ubiegłego roku przy poziomie 1312,41 pkt, czyli do wczoraj przyniósł 23,2 proc. zysku.
Jak na pasywną strategię chyba całkiem nieźle?
Jak kupić indeks?
Najprościej przez ETF.
Czy da się strategię zreplikować w polskich warunkach?
W ubiegłorocznym wpisie przedstawiłem wyniki dla indeksu WIG (bez prowizji, bez podatków) i ostatnie transakcje wypadły całkiem nieźle:
kupno kwiecień 2003 przy poziomie 14 259,8 pkt, sprzedaż listopad 2007 56 680,3 pkt (zysk brutto 297 procent).
kupno maj 2009 29 322,7 pkt, sprzedaż czerwiec 2010 39 392,5 pkt (zysk brutto 34,3 procent)
kupno lipiec 2010 42 464,7 pkt, sprzedaż lipiec 2011 47 152,6 pkt (zysk brutto 11 procent).
Do tego doszedł jeszcze jeden: kupno czerwiec 2012 40 810,9 pkt, sprzedaż kwiecień 2013 44162,2 pkt (zysk brutto 8,2 proc.).
Zauważmy, że będąc poza rynkiem otrzymujemy odsetki z lokat.
Natomiast z tego powodu, że nie da się kupić indeksu WIG, interesującą alternatywą wydaje się ETF na WIG20, który teoretycznie uwzględnia dywidendy, a zatem powinien mniej więcej powielać ruchy nie tyle indeksu WIG20, ale WIG20TR, co niesie za sobą istotną wartość dodaną. Na razie wygląda to obiecująco i wynik działającego od jesieni 2010 roku ETF-u na WIG20 pokrywa się z WIG-iem oraz przewyższa ogołocony z dywidend WIG20:
Na pewno nie będzie to dobry system dla osób, które "wiedzą lepiej" (statystyka jest nieubłagana: w latach 1987-2007 indeks S&P 500 rósł średniorocznie o ponad 10 procent, a przeciętny inwestor zarobił w tym czasie mniej niż połowę tego itd.) i cierpiących na rynkowe ADHD, ewentualnie garstki aktywnych zarabiających - ci ostatni mają swoje własne metody.
Zapewne przyda się on w rozważaniach inwestorom pasywnym, którzy na przykład chcieliby trochę zaryzykować, ale nie mają czasu na codzienną obserwację rynków.
Do zakupu ETFW20L potrzebny jest standardowy rachunek maklerski - przykładowy bezpłatny z niskimi prowizjami - XTB. Jakąś promocję ma też DB Securities (tu trzeba się przyjrzeć opłatom - na przykład za przelewy itd.).
Można też podejść do kwestii inaczej i posłuchać Warrena Buffetta, czyli regularnie kupować ETF-y za stałą kwotę pieniędzy i nie przejmować się zmianami na rynku. Tu problemem może być na przykład konieczność z korzystania ze środków w trakcie dołka bessy (dochodzi presja mediów i otoczenia namawiających do ucieczki).
Czasu do namysłu jest całkiem sporo, ponieważ wg opisywanego systemu o ile na rynku amerykańskim od wielu miesięcy obowiązuje kupno, u nas nakazuje on przebywanie poza rynkiem, a zatem najwcześniejszy powrót może nastąpić na koniec maja.
Sam wciąż biorę poważnie pod uwagę scenariusz deflacyjnej bessy w Polsce i przypominam, że sądzę, że aby zapanował optymizm na GPW potrzebujemy jakiegoś spektakularnego wzrostu, czyli na przykład przebicia okrągłej wartości 50 tys. pkt na indeksie WIG.