W piątek poznaliśmy nowe liczby dotyczące bezrobocia w USA. Według
oficjalnych danych tylko w kwietniu pracę straciło ponad 20 milionów Amerykanów, a
stopa bezrobocia wystrzeliła do poziomu 14,7%. Jest to
najwyższy odczyt w historii danych prezentowanych przez U.S. Bureau of Labor Statistics od 1948 r.
W takim razie możemy je porównywać z okresem wielkiego kryzysu lat trzydziestych XX wieku, kiedy te wartości były jeszcze wyższe.
A jak zareagowały giełdy?
Kolejnymi wzrostami.
Indeksy zgodnie maszerują do góry i w efekcie tej wspinaczki udało się im odrobić bardzo dużą część fali spadkowej z marca, a indeks spółek technologicznych
NASDAQ znalazł się w 2020 r. znowu na plusie.
Wśród optymistów
dominuje narracja, że gospodarka szybko podźwignie się po pandemii. Dlatego ich zdaniem nie ma co przejmować się obecnie napływającymi negatywnymi informacjami, tylko lepiej dyskontować nadchodzące ożywienie. Podobnie wielu analityków tłumaczy, że nie ma sensu patrzeć na nadchodzące słabe wyniki finansowe spółek, tylko lepiej obstawiać ich radykalną poprawę w kolejnych latach.
Poza tym trzeba też wziąć pod uwagę niezwykle łagodną politykę monetarną banków centralnych i ich interwencjonizm na rynkach finansowych. Bez tej kroplówki rynki załamałyby się bardzo szybko (Fed posunął się tak daleko, że będzie skupował długi spółek za pośrednictwem ETF-ów obligacyjnych).
Z kolei z punktu widzenia inwestora indywidualnego
akcje zyskały na atrakcyjności z powodu kurczących się alternatyw, również na naszym lokalnym podwórku.